Strona główna III. Formacja UMYSŁU NASZ GOŚĆ Nie dać się zwariować

Nie dać się zwariować

868
0

Jeśli stosujesz się do #zostanwdomu, to prędzej czy później między tobą i mężem, dziećmi zaczyna iskrzyć i zaczynacie wkraczać na wojenna ścieżkę… Z Kasią i Sebastianem Chudowolskimi –  małżeństwem z 17. letnim stażem – rodzicami trzech synów: Krzysztofa lat 16, Jakuba lat 13, Franciszka lat 8, rozmawiamy o tym jak wspólnie można przeżywać trudny czas epidemii i  „nie dać się zwariować”.

Jak radzić sobie w tym trudnym czasie?

Czy dla nas ten czas jest trudny? My lubimy ze sobą przebywać, lubimy ze sobą rozmawiać, lubimy być razem. Oczywiście, czasami są zgrzyty, ale w której rodzinie ich nie ma? Kwestia wypracowania wspólnych rozwiązań. Owszem, z tej czy innej strony pojawia się pospolity „foch”, ale są to sytuacje krótkotrwałe. W końcu i tak nie unikniemy jeden drugiego, więc co za sens się obrażać, skoro za chwilę spotkamy się w kuchni czy w salonie. Lepiej to od razu przegadać, rozładować napięcie i cieszyć się dalej swym towarzystwem.

Jak być rodzicem w czasach epidemii koronawirusa?

Kasia: Pracuję zdalnie z domu. W związku z tym, jak ja to mówię, pracuję na 3 etatach: firmowym, jako nauczycielka i jako pełnoetatowa matka. Początki były trudne, trzeba było wypracować swoisty plan dnia, który pasowałby całej czwórce. A teraz trzeba się tego planu trzymać. Dzieci są bardzo wymagające, jeśli jest powiedziane, że o godzinie 13.00 mamy ćwiczenia – to gdy plan się zmienia, muszę się z tego tłumaczyć.

Sebastian: Charakter mojej pracy wymaga obecności w biurze, ale staram się monitorować to, co się w tym czasie dzieje, w domu. A jeśli nawet „zniknę” na dłuższą chwilę, to ktoś z domu zawsze mnie wprowadzi w sytuację bieżącą. Wiem, że Kasia robi konkretną robotę, dlatego biorę na siebie inne działania, np. wracając z pracy, zajadę po zakupy lub załatwię inne sprawy. No i dodatkowo staram się pełnić rolę „przypominajki”, tzn. upewniam się, że chłopcy na bieżąco realizują zdalne nauczanie, przypominam o zajęciach ze szkoły muzycznej itd. A jak sobie nie mogą z jakimiś tematami poradzić, to pada z ust Kasi sakramentalne: „tata wróci, to Ci pomoże” i tak mam zapewnione zajęcie po powrocie do domu.

Nie jest łatwo, ale wiele satysfakcji daje potem możliwość pogratulowania dziecku, gdy na e-dziennik przyjdzie powiadomienie o piątce czy szóstce z danego przedmiotu.

Czy wypracowaliście „narzędzia” adekwatne do tej sytuacji, w której obecnie znajduje się wiele polskich rodzin?

Kasia: Dajemy sobie przestrzeń. Pomimo tego, że zostaliśmy zamknięci na naszych 60m2 robimy wszystko, aby w ciągu dnia, każdy miał czas tylko dla siebie, w swoim kąciku, z książką, telefonem czy też grą na komputerze. Nie można cały czas przebywać w jednym pomieszczeniu. Ja zaadaptowałam sobie balkon ?. Mam tam leżak, kwiatki, ciepły koc i książkę. W sytuacji, gdy wszechobecny chaos mnie przytłacza, uciekam tam, zamykam drzwi i odpoczywam, czytam, modlę się. Łapię „oddech”.

Sebastian: Przestrzeń to jedno. Ale wiadome jest, że gdy pewna ilość osób przebywa wspólnie na pewnej przestrzeni przez dłuższy czas, to trzeba też wyznaczyć pewne zasady. Nieco inne niż te, z którymi żyliśmy na co dzień jeszcze półtorej miesiąca temu. Jestem również żołnierzem więc – ktoś powie, że to surowe – staram się przemycać pewne elementy wojskowej dyscypliny do życia domowego. Chłopaki uczą się tego przebywania razem, trzymania porządku na bieżąco, kontroli czasu. Wiedzą już, kiedy jest czas na naukę i obowiązki a kiedy na zabawę i przyjemności.

Jak odnajdujecie pokój i radość z bycia razem?

Z tym pokojem i radością na początku było dość szorstko. Jak wspomnieliśmy wyżej – lubimy przebywać razem, ale do tej pory było to tak na pół etatu. My, praca, dzieci, szkoła, więc co do czego i z całego dnia zostawało kilka wspólnych godzin.

Od połowy marca mamy siebie praktycznie pełnoetatowo. Trzeba było się niejako nauczyć siebie od nowa. Przypomnieć sobie, że jedno nie lubi takich zachowań, drugi jest mega wrażliwy, trzeci lubi krytykować itd. I teraz albo zamkniemy się każdy w swoim azylu albo wspólnie opracujemy strategię działania. Mimo podjęcia prób przez dorastających nastolatków pójścia w pierwszą opcję, nie spisała się ona na dłuższą metę. Każdy pragnie mniej lub bardziej podświadomie kontaktu z innymi ludźmi. Z pewnej strony to nie lada fenomen, że dzieci po 3 tygodniach zaczęły otwarcie przyznawać się, że tęsknią za szkołą, bo koledzy, zabawy itp. Już nawet nauka, by im nie przeszkadzała. Dlatego też małymi kroczkami weszliśmy w opcję drugą. Czasami jest jak w ulu, czasami jak na arabskim targu, ale wspólnie i razem – w śmiechu, we łzach a nawet w zdenerwowaniu. Zauważyliśmy, że dzięki temu nasi chłopcy – do tej pory buntownicy z wyboru – zaczęli otwierać się przy nas. Każde z nas w pewnym momencie przeżyło swoisty kryzys izolacji i najlepsze jest to, że można było w tych kryzysach potowarzyszyć drugiemu. I to właśnie daje to poczucie pokoju i radości w tym ciężkim czasie.

Czy można mówić, że epidemia koronawirusa jest swoistym sprawdzianem dla relacji w rodzinach? Jak obecna sytuacja wpłynęła na relacje w waszej rodzinie?

Kasia: Co nas łączy i buduje? To, że codziennie zbieramy się na wspólnej modlitwie różańcowej. I to, że nie muszę wołać, zapraszać, namawiać. Radością napawa mnie to, że na hasło: Różaniec, chłopaki zostawiają swoje zajęcia i przychodzą na modlitwę, w której czynnie uczestniczą.

Po modlitwie rodzinnej zostajemy z Sebastianem jeszcze na krótkiej modlitwie małżeńskiej. Chwila wspólnego sam na sam z Bogiem. Czas, gdy możemy oddać mu cały miniony dzień, gdy mamy w końcu czas na podsumowanie i rozmowę. Czas dla nas.

Sebastian: Nasi rodzice nie pamiętają takiego czasu i my również. Epidemia, która wywróciła wszystko do góry nogami. Wielki post przeżywany faktycznie w klimacie, jaki powinien towarzyszyć wydarzeniom opisywanym w Słowie Bożym przewidzianym na ten czas. Jedne wielkie rekolekcje.

W czasie studiów w Olsztynie miałem zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w akademickich rekolekcjach wielkopostnych prowadzonych przez śp. księdza Pawlukiewicza. Podał nam wtedy taką typowo studencką definicję rekolekcji: „Rekolekcje, to są takie lekcje, gdzie duży i mały uczy się, jak być doskonałym”. Wielki post się skończył, Święta za nami a te rekolekcje dalej trwają. Udoskonalamy się w przebywaniu razem, we wspólnej modlitwie, doświadczamy tęsknoty za Eucharystią, coś czego byśmy może nigdy nie doświadczyli, gdyby nie nastał czas epidemii. Jest to ewidentny znak, że Bóg z każdej sytuacji potrafi wyciągnąć dobro. Każde tego typu doświadczenie ma nas czegoś nauczyć i zachęcam, byśmy się uczyli, inaczej będzie to zakopywanie talentów – czyli zmarnowana szansa.

Co by się stało z waszym małżeństwem, rodziną jeśli nie podjęlibyście odpowiednich działań teraz?

Kasia: Czytałam artykuł, że w Stanach ruszyła lawina pozwów rozwodowych. Widać więc, że wiele rodzin nie radzi sobie w obecnej sytuacji. Jest inaczej. Wcześniej, wstawaliśmy rano i po śniadaniu każdy szedł w swoją stronę. Teraz, zostajemy w domu. Zostajemy ze sobą. Gdybyśmy się nie lubili, ten czas  byłby o wiele trudniejszy. Zwłaszcza, że mamy w domu 2 nastolatków, którzy często zachowują się jak… nastolatki. Szukają siebie, są złośliwi, mają wahania nastrojów. Jednego dnia jest łatwiej, innego trudniej.

Sebastian: Ciężko jest „gdybać” w tej kwestii. To co wskazaliśmy wyżej, czyli wspólne spotkania na modlitwie, spędzany wspólnie czas i wzajemne zaufanie, to są fundamenty, na których się opieramy i to one dają nam stabilność. Bez modlitwy, zaufania Bogu i sobie nawzajem zapewne nasze relacje posypały się dość szybko. A tak, gdy coś się psuje, to naprawiamy, a nie wyrzucamy.

Według mnie kluczem dobrego pożycia małżonków jest rozmowa. Rozmowa o wszystkim i kiedy tylko się da. Wspólny dialog zapobiega wielu nieporozumieniom, bo od razu porusza się kwestie, które nas zastanawiają, zanim staną się poważnym problemem. Tłumienie w sobie emocji, lęków, żalu prowadzi do nicości, która jest w stanie wchłonąć każdy związek. Dlatego, codzienna rozmowa powinna być czymś tak oczywistym, jak choćby posiłki czy poranna toaleta. Oczyszcza, buduje i wiąże, a jeśli w ten sposób buduję relację z małżonką a ona ze mną, to tego samego uczymy nasze dzieci, z tego i one korzystają i również budują więź z nami a my z nimi.

Dziękuje za rozmowę

Renata Różańska

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here