Wrzesień kojarzy się nam z wrzosami, początkiem jesieni i powrotem do szkoły. Będzie głośniej, hałaśliwiej, częściej będziemy słyszeć „łacinę” w wulgarnym wydaniu. Język łaciński jest obecnie językiem martwym. Ale nie łacina w przywołanym rozumieniu. O nie! „Łacina” w autobusie, na przystanku, na ulicy. W rozmaitych miejscach publicznych.
Rwący potok niecenzuralnego języka
W czasie urlopowego wyjazdu mój kolega zamówił obiad w restauracji. Siadł przy stoliku, czeka, słyszy rozmowę sowicie okraszaną przekleństwami. Nie wytrzymał, podchodzi więc do właścicielki lokalu i mówi: – Proszę coś zrobić z osobami przy sąsiednim stoliku rzucającymi bezceremonialnie mięsem, bo mi uszy więdną. W odpowiedzi usłyszał, że niestety nie ma na to rady. Zrezygnował więc z zamówienia i wyszedł. Dorośli, młodzież (przede wszystkim), a nawet dzieci chętnie posługują się wulgaryzmami. Mam nadzieję, że jeszcze nie te bawiące się w piaskownicy, chociaż kto wie… Nauczyciele mało uwagi poświęcają temu aspektowi użycia języka. Zresztą w ogóle na lekcjach języka (!) polskiego w przeważającym stopniu uobecnia się zajmowanie literaturą, a nie bezpośrednio nauką o języku. Gramatyka jest traktowana jako zapchajdziura.
Obserwujemy napór języka potocznego, a wraz z nim przekleństw, wyrazów brzydkich, wulgarnych. Jest ich coraz więcej w słownictwie nie tylko awantur i kłótni, ale i domowych, towarzyskich rozmów, a nawet publicznych medialnych wypowiedzi. Kiedyś je wykropkowywano w tekście albo zagłuszano w mowie, teraz coraz rzadziej się to czyni. Po prostu bez żenady przywołuje się pełne brzmienie wulgarnych wyrazów. I płynie rwący potok niecenzuralnego języka. W 1890 roku Adam Czartoryski pisał: „Smucę się prawdziwie, widząc, jak mętnie już płynie nasz język. I do tego smutku przyczyniają się dwa razy w tygodniu gazety”. A co powiedzieć dzisiaj? W dobie internetu i innych ogromnie rozwiniętych mass mediów.
Posługującemu się wulgaryzmami zarzucamy prostactwo, brak elegancji i estetyki, naruszenie norm etycznych. Psychologowie próbują usprawiedliwiać wulgaryzmy, tłumaczą, że pomagają one rozładowywać napięcia i emocje. Są – podobnie jak u ludzi młodych palenie papierosów – przejawem szpanu, wolności i odwagi. Najgorzej, gdy stają się już nawykiem.
Brzydkie słowa są składnikiem języka (stylu) potocznego. Potoczność sama w sobie nie jest czymś złym. Obficie sięgamy po nią chociażby w naszych rozmowach. Stylizację na potoczność wykorzystywał w swoich bajkach i satyrach Ignacy Krasicki, biskup warmiński, którego nazywamy „księciem poetów polskich”. Inny duchowny, mniej czasowo odległy, ks. Jan Twardowski wyrażenia potoczne, frazeologizmy często umieszczał w swojej religijnej poezji. Na przykład nie wahał się Anioła Stróża nazwać„malowaną lalą”. Stylu potocznego, czyli potocyzmów używać możemy, ale z umiarem, z wyczuciem estetycznym, wiedząc kiedy. Na pewno nie w pracy naukowej czy na ambonie.
Wulgarna tenisistka
Życie nasze jest stresujące, mamy coraz więcej negatywnych emocji. Aby je wyrażać, a określając terapeutycznie – wyrzucać z siebie, potrzebne są wulgaryzmy. Ale i do ekspresji pozytywnych emocji używamy – chociaż zdecydowanie rzadziej – brzydkich słów. Pamiętam, jak Angelika Kerber – tenisistka posiadająca niemieckie i polskie obywatelstwo (na co dzień mieszka i trenuje w Puszczykowie pod Poznaniem), gdy w 2016 roku niespodziewanie wygrała turniej wielkoszlemowy w Melbourne, zadzwoniła do swojego dziadka – najwierniejszego jej kibica i uradowana rzekła: „Dziadku, ja pier…lę, zwyciężyłam w Australian Open!”. Chociaż jestem fanem tenisa, ale od tamtego momentu moja sympatia do zgrabnej blondynki z rakietą w dłoni mocno została nadwyrężona.
Staję w obronie szewców
Jedno ze „skrzydlatych słów” brzmi: „klnie jak szewc”. Staję w obronie szewców, bo dawny szewc zapewne klął z profesjonalnej potrzeby. Klął pięknie, nie tak prymitywnie i bez potrzeby, jak rzuca się mięsem wszem i wobec w dzisiejszych czasach. I z rozrzewnieniem dodam: obecnie szewców już prawie nie ma. Bo po co? Gdy zepsują się buty, nie idziemy do szewca, lecz kupujemy raczej nowe. Szewców nie ma, a przekleństw przybywa.
Chrońmy naszą mowę ojczystą przed błędami i wypaczeniami, także przed nadmierną wulgaryzacją. Wulgaryzmy psują język. Są tym, czym zakalec w cieście. Świadczą o naszym braku wychowania i kultury.