Nader często wykazujemy się we współczesnym świecie coraz powszechniejszą ignorancją. Powtarzamy „niech tam sobie mówi”, „skąd mam wiedzieć kto ma rację?”. Tymczasem, prawdziwa Prawda jest tylko jedna. Nie możemy jej nazwać, jednak wiemy, jak postępować, by działać z Nią w zgodzie.
Zaczynamy ten miesiąc od refleksji nad życiem – własnym i innych. Dobrze, warto się czasem zatrzymać i zastanowić. Najlepiej dużo częściej niż raz w roku – stąd choćby żydowski Szabat. Bardzo dobrze pomyślane – raz na jakiś czas odrzucamy banalne, doczesne, najczęściej materialne „troski” na rzecz głębszej refleksji nad istnieniem, może nawet czasami nad jego sensem.
Sens istnienia
Ciężki to niezwykle temat. Nie będę go tu poruszał w aż tak dogłębnym stopniu, wielu mądrzejszych ode mnie myślicieli poświęciło swe życia, próbując rozwikłać tę zagadkę. Skupmy się jednak na czymś, co współcześnie sprawia, że nie mamy siły i odwagi choćby zacząć o tym myśleć – na relatywizmie. To właśnie go wskazują wielcy mędrcy – w tym Benedykt XVI – jako jedną z głównych przyczyn postępującego kryzysu kulturowego na świecie.
Istota relatywizmu
Czym ów relatywizm jest? Otóż, mówiąc bardzo krótko: dyktaturze relatywizmu ulegamy wtedy, gdy stwierdzamy, że nie ma sensu dążyć do jednej Prawdy, gdyż każdy może mieć swoją indywidualną „prawdę”. Jakkolwiek to nie zabrzmi, kiedyś potrafiliśmy się chociaż spierać o to, czyja postawa bliższa jest obiektywnej Prawdy. Współcześnie, coraz częściej rezygnujemy jednak z trwania we własnych postanowieniach, spójnych z własnymi przekonaniami, ponieważ społeczeństwo – zwłaszcza zaś „kultura” – każe nam sądzić, że nie warto podejmować dyskusji, skoro każdy może mieć rację – swoją rację.
Ogromne niebezpieczeństwo
Dlaczego takie podejście jest niebezpieczne? Przecież każdy może mieć trochę racji… Owszem, częściową rację można mieć nawet, wychodząc ze złych pobudek, niejako przez przypadek. W kształtowaniu społeczeństwa i dokonywaniu wyborów, również indywidualnych, zależy nam jednak na wychodzeniu od pobudek słusznych. Nikt natomiast nie jest w stanie żyć bez wyższych wartości. Wiele osób sobie tego nie uświadamia, jednak każdy kierowany jest jakąś formą transcendencji. Każdy ma potrzebę kontaktu z Istotą Wyższą.
Spójrzmy choćby na współczesną pseudokulturę zachodnią. Odrzuciwszy już niemal w całości Boga, znalazła sobie inne bożki – przyroda nie znosi pustki. Ludzie, często nieświadomie, starają się więc postawić na piedestale coś innego, najlepiej coś, co da się kontrolować, użyć dla własnej korzyści. Intuicyjnie nasuwa się tu pieniądz – to jest jednak oczywiste. Jeszcze większym zagrożeniem są jednak wszelkiego rodzaju „-izmy”: multikulturalizm, rasizm, faszyzm i najnowszy – ekologizm. Żeby było jasne, jako ekolog uważam, że skala zaniedbań (również w Kościele katolickim), jakie sprawiają, że sami niszczymy swój świat, jest wprost przerażająca. Niemniej, nie da się ukryć, iż ochrona środowiska wykorzystywana jest instrumentalnie – postawiwszy ją w centrum zainteresowań i dążeń, kształtujemy jej współczesnych kapłanów, powoli i stopniowo stając się jej wyznawcami.
Prawda
Zauważmy jednak fundamentalny i rewolucyjny wniosek – Prawda jest tylko jedna i jako katolicy jesteśmy bardzo blisko Niej! Wykorzystajmy to więc – działajmy ze światem, dla świata. Wykorzystajmy fakt, że mamy po swojej stronie Prawdę. Nie walczmy z jej częściami – choćby koniecznością ochrony świata, w którym żyjemy. Akceptacja w oczach świata nie może być oczywiście naszym wyznacznikiem, jednak może być ona produktem ubocznym, gdy tylko zaczniemy wykorzystywać nasz atut!
Ochrona przyrody się nie opłaca? Liczy się człowiek a nie zwierzęta? Muszę mieć, co jeść? Jeśli naprawdę masz odwagę stać przy fałszywym stanowisku – zapraszam do dyskusji, chętnie zrozumiem, jak można nie dostrzegać Prawdę, będąc tak blisko Niej. Pamiętajmy – zostaliśmy posłani, by świadczyć o Prawdzie.
Bóg mówi do nas wyraźnie: „Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.”
Marcin Kawko