Kiedy wsiadam na motor i jadę w godzinach porannych z posługą sakramentalną do moich parafian, często zastanawiam się, jak wyglądałaby teraz moja posługa w Polsce. O tej porze, pewnie wracałbym z porannej Mszy świętej, szedłbym do szkoły, otwierałbym drzwi do kancelarii parafialnej, przygotowywałbym się do jakieś innej duszpasterskiej posługi albo z księżmi na plebanii piłbym kawę. Czasem myślę o mojej odbytej posłudze duszpasterskiej w Polsce, o moich kolegach kapłanach i o parafiach Diecezji Ełckiej. Tutaj, w Tanzanii moje życie kapłańskie biegnie nieco inaczej. 24 września mija rok od mojego przylotu do Afryki. Jak zmieniła się moja codzienna posługa?
W odpowiedzi na wiele pytań: Jak wygląda jeden mój dzień?
Każdego dnia wstaję przed 5:00, a następnie po porannej toalecie udaję się do kościoła na modlitwę prywatną. O 6:00 wraz z parafianami rozpoczynam Adorację Najświętszego Sakramentu, a po niej odśpiewujemy wspólnie Jutrznię. O 6:45 rozpoczynamy Mszę świętą. Po śniadaniu wyjeżdżam do jednej lub dwóch wiosek z comiesięczną posługą sakramentalną. Zazwyczaj, nawet w tygodniu sprawuję moim parafianom Mszę świętą z poprzedniej niedzieli. Oni mają Mszę świętą raz w miesiącu, więc dla nich zwykły dzień tygodnia, kiedy przyjeżdża kapłan, jest jak niedziela. Nie jest łatwo być u wszystkich w niedzielę, zwłaszcza jak się ma świadomość, że powierzchnia mojej parafii ma wielkość Wysp Owczych. Do domu wracam ok. godz. 14:00-15:00. Później mam chwilę odpoczynku. O godz. 18:15 parafianie wraz ze mną gromadzą się na wspólnej modlitwie różańcowej poprzedzonej wspólną modlitwą Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. W soboty są miesięczne spotkania z katechistami, radą parafialną lub innymi grupami parafialnymi w zależności od nadchodzących wydarzeń parafialnych. Od ponad dwóch miesięcy jestem sam, gdyż ks. Krzysztof wrócił do Polski na urlop.
Codzienność Misjonarza.
Każdego dnia, jak wracam na misję, bardzo często na placu przed kościołem biegają już dzieci. Zawsze machając, podbiegają, aby przybić piątkę i pozdrowić mnie po chrześcijańsku Tumsifu Yasu Kristo!. Często mówią: Padri, tunaomba pipi! (Księże, poprosimy o cukierki). I nie mam serca odmówić. Czasem zapytam podstawowych modlitw lub pośpiewamy piosenki pielgrzymkowe, które przetłumaczyłem na język suahili, przygrywając na gitarze. Młodzi ludzie często proszą o piłkę do gry, gdyż sami jej nie mają lub grają kawałkiem materiału zawiniętym w małą kulę. Czasem odwiedzi mnie katechista, który chce omówić jakąś sprawę ewangelizacyjną w jego wiosce. Czasem, na kilka minut, przyjdzie prosty człowiek, aby mnie pozdrowić. Czasem to ja kogoś odwiedzę. Zdarzają się takie spotkania, które naprawdę uczą mnie cierpliwości pisanej dużymi literami. W tym bardzo mocno staram się „hartować”. Po takim spotkaniu zawsze mam do siebie pretensję. W te codzienne spotkania i rozmowy mimo wszystko staram się zawsze „wplatać” kilka słów o Panu Bogu, o Maryi, o Ewangelii. I często zauważam, że sami mówią Tumshukuru Mungu (Dziękujmy Bogu) w wypowiadanych przez siebie słowach. Bóg jest w ich codzienności. Największym moim problem jest wciąż bariera językowa. Jednak jest już o wiele lepiej. Zdarzają się „wpadki” lub błędy gramatyczne. Raz w czasie w homilii ślubnej użyłem słowa mtumwa (niewolnik) zamiast słowa mume (mąż), zwracając się do panny młodej o jej przyszłym mężu – reakcji wiernych możecie się domyślić :). Wszyscy byli wyrozumiali i śmiali się z mojej pomyłki. W takich momentach sam uczę się od nich wyrozumiałości. Z resztą bardzo dużo uczę się od nich, a najbardziej, że trzeba dziękować za to, co mam. Uświadamiam sobie to, kiedy w buszu korzystam z deszczówki, którą zbieraliśmy w czasie pory deszczowej, a woda w Afryce to błogosławieństwo.
Niecodzienne spotkania i sytuacje (nie tylko z Rodakami)
Skorpion w zakrystii, przebita opona w czasie jazdy, małpy na drodze, myszy w pokoju, pająki i pszczoły, to niektóre spotkania i sytuacje, które przydarzyły mi się w tym miejscu, w Afryce. Każdego dnia może coś się wydarzyć. Najpiękniejsze są jednak spotkania z ludźmi, z którymi nie widziadłem się kilka tygodni, a za kilka minut mam odprawić dla nich Mszę świętą.
Godzinę drogi ode mnie jest parafia Ndotoi (Oltotoi), w której posługuje ks. Marek Gizicki. Był pierwszym proboszczem w mojej parafii, a później przeniósł się do nowo powstałej parafii. Na misjach jest już ponad 25 lat. Cieszę się, że mamy bardzo dobry kontakt i odwiedzamy się nawzajem chociażby po to, aby oglądać różne wydarzenia sportowe z Reprezentantami Polski. Dzięki niemu mam również u kogo się wyspowiadać. Często doradza mi, jak mam postąpić w danej sytuacji misyjnej, jeżeli mam z czymś problem.
Asante sana!
Drodzy Przyjaciele, chciałbym bardzo serdecznie podziękować za każą pomoc, wsparcie i modlitwę. To dla mnie dużo. Moi parafianie mają świadomość tego, jak ogromne wsparcie płynie z Polski. Odwzajemniamy się codzienną modlitwą i pamięcią w przeróżny sposób. Chciałbym zaprosić do współpracy szczególnie młodych ludzi, którzy pragną pomóc mojej misyjnej parafii swoją posługą wolontariusza misyjnego. Wielu już tu było z Archidiecezji Krakowskiej i codziennie mieli ręce pełne roboty na Chwałę Pana Boga. Tanzania oraz parafia św. Jana Pawła II w Sunya czeka na każdego! Asante sana!
Pozdrawiam Was z Bożym błogosławieństwem.
ks. Arkadiusz Dardziński