Od kilku miesięcy świat przestawił się na tryb przypuszczający. Bardzo często używamy spójnika „jeśli”, „o ile”. Mamy nadzieję, że wrócimy do normalnego życia, o ile zostanie zatrzymana pandemia. A co jeśli powrotu nie ma? A jeśli wchodzimy w nową rzeczywistość (niekoniecznie porządek Nowego Świata jak chcą niektórzy)? Z całą pewnością czas, w którym przyszło nam żyć, jest tym kawałkiem drogi, którą mamy przejść, by stać się Nowym Człowiekiem. Czego nie pozwolimy Bogu zrobić już teraz – On sam dokończy w czyśćcu.
Pokonałeś mnie Panie
Celowo użyłem strony biernej. Bo czyściec jest… poddaniem się Bogu. Kapitulacją zbawienną, która oczyszcza. Jednym z tekstów Pisma Świętego, który uzasadnia wiarę w czyściec są zdania zawarte w liście św. Pawła do Koryntian: „Według danej mi łaski Bożej, jako roztropny budowniczy, położyłem fundament, ktoś inny zaś wznosi budynek. Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień.” (1 Kor 3, 10 – 15) W Opera Omnia w tomie „Zmartwychwstanie i życie wieczne” Joseph Ratzinger tak przybliża rzeczywistość ostatecznego oczyszczenia: „Nie jest on rodzajem obozu koncentracyjnego na drugim świecie (jak u Tertuliana), w którym człowiek musi odbyć kary, wymierzone mu w niej lub bardziej pozytywistyczny sposób. Jest to raczej podyktowany wewnętrzną koniecznością proces przemiany człowieka, w którym staje się on otwarty na Chrystusa, na Boga, a przez to zdolny do jedności z całą communio sanctorum. Kto spogląda na człowieka choć trochę realistycznie, ten zrozumie konieczność takiego właśnie wydarzenia, w którym to nie łaska zostaje zastąpiona na przykład uczynkami, ale dochodzi do swojego całkowitego zwycięstwa jako łaska. Ratuje fundamentalne „tak” wiary, jednak ta podstawowa decyzja wiary u zdecydowanej większości spośród nas zasłania właśnie naprawdę wiele siana, drewna i słomy; tylko z trudem ukazuje się ona zza tego okratowania egoizmu, którego człowiek nie zdołał odrzucić. Obdarzany jest on miłosierdziem, ale musi siebie jeszcze przemienić. Spotkanie z Panem jest ta przemianą, ogniem, jaki przepala człowieka do owej czystej postaci, która może stać się naczyniem wiecznej radości. ”
Co to jest communio sanctorum? Czy możemy pomóc?
W przytoczonej wyżej definicji przyszłego Benedykta XVI ze względu na precyzyjny, teologiczny język możemy mieć trudność ze zrozumieniem, w jaki sposób nasza modlitwa może pomóc pokutującym po śmierci? Sam autor stawia takie pytanie: „Czy cała pobożność dusz czyśćcowych nie opiera się na tym, że cierpienie tych dusz traktuje się na sposób „mieć,” podczas gdy (…) chodziłoby o ich „być”, o to, czego nie da się zastąpić?” Otóż – nasz los jest ściśle związany z całą wspólnotą Kościoła. Jezus jest krzewem winnym, a my jesteśmy w Niego wszczepieni. Nie jest zatem obojętne dla każdego z nas „ czy ci drudzy go przeklinają albo błogosławią, przebaczają mu i jego winę przekształcają w miłość.” Kiedy komuś brakuje miłości (jeszcze tu na ziemi) możemy go ocalić jedynie przez naszą miłość. To jest miłość zastępcza, „dla której nie istnieje bariera śmierci.” To jest właśnie communio sanctorum – komunia świętych, obcowanie świętych. Ks. Jan Twardowski w jednym ze swoich utworów stwierdził:
„Ten, którego kochają, zostanie zbawiony
Ile razy błądziłeś, ale ktoś cię kochał”
Co w nas się dzieje?
Trwa pandemia, dla niektórych „plandemia” – to nieistotne, czy wierzymy w koronawirusa, czy też jesteśmy sceptyczni. Istotne jest to wszystko, co w nas się dzieje w związku z tym. Można tą i każdą inną sytuację przyjąć jako „podyktowany wewnętrzną koniecznością proces przemiany człowieka, w którym staje się on otwarty na Chrystusa, na Boga, a przez to zdolny do jedności z całą communio sanctorum.” Jeśli żar tej „wewnętrznej konieczności” będzie dostatecznie gorący – to czyściec może okazać się niepotrzebny. Sam fakt cierpienia nie sprawia, że ktoś po śmierci zostaje świętym (jak myślą niektórzy). Cierpienie otwiera nam niebo – jeśli otwieramy się w nim na Boga. Kilka dni temu został ogłoszony błogosławionym piętnastoletni Carlo Acutis, który na krótko przed śmiercią, nie wiedząc jeszcze, jak poważnie jest chory, powiedział do mamy: „ofiaruję to cierpienie za papieża, za Kościół, żeby nie iść do czyśćca, tylko od razu do nieba.” To nie cierpienie ocala, ale miłość.
ks. Przemysław Zamojski