Strona główna II. Formacja SUMIENIA NASZ ŚWIĘTY Świadek Bożej dobroci ks. Kazimierz Hamerszmit

Świadek Bożej dobroci ks. Kazimierz Hamerszmit

629
0

Świadectwo 33

Moje świadectwo.

W moich wspomnieniach wciąż powraca postać czcigodnego ks. prałata Kazimierza Hamerszmita. Widzę Jego życie konsekrowane Bogu i ludziom, bo głęboko zrozumiał istotę nakazu Jezusa: „Chodź za mną”.

Po raz pierwszy zetknęłam się z ks. Hamerszmitem latem 1969 r. Wraz z mężem i dwójką dzieci przyjechałam do Suwałk. Czuliśmy się ‘wydziedziczeni’: ja od czternaste­go roku ucząca się, a później pracująca z dala od rodziny; mąż nie stąd, ‘obcy’. Wtedy szukaliśmy dla siebie spowiedni­ka. Kiedy pierwszy raz klęczałam przy konfesjonale Księdza, nie przypuszczałam, że Kapłan ten będzie obecny stale w naszym życiu jako spowiednik.

Drugi raz obecność ks. prałata zaznaczyła się w tragicznej dla mnie sytuacji, gdy zostałam sama z trójką małych dzieci. Wtedy to właśnie, w czasie pogrzebu męża, ks. K. Hamerszmit podszedł do mojej mamy i zaoferował swoją pomoc. Prosił o przekazanie tej informacji dla mnie. Od tego momentu mija ponad 20 lat, a wciąż doskonale pamiętam, czym były dla mnie te słowa. Załamanej, zdruzgotanej dodały otuchy, wzbudziły wiarę i nadzieję, że podołam nowym obowiązkom, że zdołam sama wychować synów.

Ks. K. Hamerszmit, jako mój spowiednik, orientował się, co przeżywałam, jak długo nie chciałam pogodzić się z losem. To On – cierpliwie, niezmordowanie godził mnie z Bogiem, naprowadzał na Boże ścieżki. Uczył, przekonywał, że trzeba przyjąć z rąk Pana wszystko, bo nikt z nas nie zna Bożych planów, nikt z nas nie jest w stanie pojąć Bożej ekonomii, że błąd pychy popełnia ten, kto rzeczom nie z tego świata chce nadać tylko ziemski, ludzki wymiar. W takich momentach wspominał swoją śp. mamę, która życie ofiarowała Bogu za ocalenie syna z obozu koncentracyjnego. Z wielkim przejęciem, wzruszeniem podkreślał fakt, że jej ofiara została przyjęta w pierwszą rocznicą powrotu księdza z Dachau. Tak język wiary przekładał na język potoczny. Tą drogą przyszła do mnie wiara i odrodziło się zawierzenie Panu.

Mimo rozlicznych obowiązków, nawału pracy ks. prałat z troskliwością ojca przyglądał się, jak dorastają moi synowie. Skąd o tym wiem? Świadczy o tym chociażby taki fakt. Był początek lat osiemdziesiątych. W sklepach pustki. Chłopcy zaczęli wyrastać ze wszystkiego. Chodzili więc w tym, co mieli, również na codzienne wieczorne msze (dwaj starsi synowie byli ministrantami i lektorami). Pewnego wieczoru Tomek przyszedł do domu, taszcząc wypchaną reklamówkę. Był zażenowany. Powiedział, że po mszy ks. K. Hamerszmit zabrał go do domu i z szafy wyjął parę pantofli i ciepły płaszcz. Zrozumiałam wtedy, że synom oddał swoje rzeczy, których przecież nie miał w nadmiarze. Było dla mnie jasne, że ksiądz zauważył, iż, choć jest zima, Tomek chodzi w rozlatujących się trampkach. Buty te i płaszcz były długo w naszym domu. Oddałam je temu, kto, podobnie jak niegdyś mój syn, nie miał pantofli i ciepłego okrycia.

Tak ks. K. Hamerszmit nauczył nas, że nie można żyć tylko dla siebie, że trzeba dzielić się wszystkim z innymi. Pokazał, że nie możemy przechodzić obojętnie wobec potrzebujących.

Kiedy dotknęła nas kolejna tragedia, ks. prałat łączył się z nami duchowo. Modlił się za nas, żyjących i za zmarłego. Pewnego dnia poszłam do zakrystii, by prosić o odprawienie Mszy świętej w intencji syna. Ksiądz powiedział, że będzie modlił się za niego i za wszystkich zmarłych tak długo, jak długo będzie żył. Nie pozwolił mi złożyć żadnej pieniężnej ofiary, a przecież był już na emeryturze i żył skromnie.

Taki był zawsze dla wszystkich swoich parafian, dla biednych, pokrzywdzonych przez los, dla dotkniętych chorobą. Oddał im wszystko. Oddał siebie. Taki pozostał w moim sercu i pamięci. Cichy, skromny, zawsze uśmiechnięty, bez cienia niecierpliwości, wyrozumiały i łagodny. Człowiek i Kapłan wielkiego serca, który swoje życie uczynił służbą Bogu i bliźniemu.

Jego odejście przeżyło całe miasto. Przekonałam się o tym nie tylko w dniach pogrzebu, ale i wówczas, gdy zbierałam podpisy osób popierających myśl, aby pamięć ks. prałata K. Hamerszmita uczcić nadaniem jednej z ulic w pobliżu Kościoła św. Aleksandra, Jego imienia.

Kiedy mówiłam ludziom, po co przychodzę, wszyscy szeroko otwierali drzwi swoich domów. Treść krótkich, pospiesznych rozmów była podobna. Wszyscy mówili o swoim bólu, żalu, o ogromnej stracie, jaką poniosło miasto wraz ze śmiercią śp. ks. K. Hamerszmita. Jedni mówili, że „takiego kapłana Suwałki długo nie będą miały”, drudzy stwierdzali: „wielkie to szczęście, że w naszej parafii był ksiądz święty za życia”.

Pamięć o ks. prałacie K. Hamerszmicie żyje w moim sercu, dlatego modlę się za wszystkich kapłanów słowami modlitwy z „Mszału rzymskiego”.

„Wróć do nas Jezu przez swych kapłanów, ożyj w nich rzeczywiście, działaj przez nich i przyjdź znowu przez świat, nauczając, przebaczając, składając ofiarę i nawiązując na nowo święte węzły miłości, łączące Serce Boże z sercem ludzkim”.

 

 

Irena, Suwałki 1998

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here