Strona główna II. Formacja SUMIENIA POKOCHAĆ MISJE Przygotowanie do większych rzeczy …

Przygotowanie do większych rzeczy …

518
0

Od ponad roku w naszej diecezji działa Ełcki Wolontariat Misyjny, którego głównym celem jest duchowe, intelektualne i praktyczne przygotowanie młodzieży do pełnienia posługi wolontariusza w Polsce i w krajach misyjnych. Ponieważ pandemia uniemożliwiła zrealizowanie całego programu formacyjnego i utrudniła zorganizowanie wyjazdu za granicę, wolontariusze w wakacje wyjechali na praktyki w różnych ośrodkach w Polsce. 26 czerwca podczas Mszy świętej dla młodzieży w Chełchach, ksiądz biskup Jerzy Mazur dokonał uroczystego posłania wolontariuszy i udzielił im błogosławieństwa. Oby przytoczone poniżej świadectwa trzech wolontariuszy stały się dla innych młodych ludzi zachętą do ofiarowania swoich sił, zdolności i czasu osobom potrzebującym.

„Spędzenie całego miesiąca w przedszkolu i żłobku, prowadzonym przez Zgromadzenie Sióstr Benedyktynek Misjonarek w Gdańsku, zmieniło wiele w moim życiu, nauczyło mnie innego patrzenia na świat przez pryzmat serca. Od pierwszego dnia pobytu spotykały mnie nowe wyzwania, które zmuszały do wyjścia ze swojej bezpiecznej strefy komfortu i codziennych przyzwyczajeń. Współpraca z dziećmi to nie lada wyzwanie, trzeba mieć oczy dookoła głowy. Wyrozumiałość wobec nich na początku była wielkim wyzwaniem. Poprzez kontakt z najmłodszymi nauczyłam się patrzeć oczami małego niewinnego dziecka, które widzi we wszystkim dobro. W takiej pracy czasem trzeba samemu stać się dzieckiem. W trakcie tego wyjazdu nieraz bywały lepsze i gorsze chwile, lecz zawsze miałam oparcie w siostrach i personelu pracującym w żłobku oraz przedszkolu. Historie osób, które poznałam w trakcie pobytu, dały mi cenną lekcję, by „Twoje jutro było dzisiaj, a twoje wczoraj jutrem”. Te słowa uświadomiły mi, że te wszystkie wydarzenia to nie przypadek, tylko dar, który otrzymałam od Boga. Myślę, że czas, który poświęciłam w ramach wolontariatu, pomógł mi się rozwinąć duchowo i mentalnie. Miałam okazję pomnażać swoje talenty, ale i poznać te nowe, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Nie jest łatwo te przeżycia ująć w słowach, dlatego zachęcam wszystkich do przeżycia takiej wspaniałej przygody.” – Dominika Rymarska

„Czas spędzony na półkoloniach dla osób niepełnosprawnych w Specjalnym Ośrodku Rewalidacyjno-Wychowawczym, prowadzonym przez Siostry Benedyktynki Misjonarki w Puławach, wpłynął na zmianę mojego podejścia do życia i świata. To doświadczenie pozwoliło mi spojrzeć na pewne sprawy pod innym kątem. Od samego początku musiałem liczyć się z nowymi wyzwaniami oraz wyrzeczeniami. Praca z niepełnosprawną młodzieżą nie jest łatwa, lecz sprawia przyjemność. Podczas całego pobytu w tamtym miejscu, bywały lepsze, ale i te gorsze momenty, jednak za każdym razem znaleźć można było oparcie w siostrach oraz pracującym tam personelu. Najważniejsza w tej pracy była cierpliwość i wyrozumiałość wobec niepełnosprawnych, trzeba było mieć oczy dookoła głowy oraz szybciej przewidywać pewne sytuacje. Będąc w tamtym miejscu, w otoczeniu tych ludzi, można było dostrzec piękną wartość – umiejętność cieszenia się z każdej chwili życia. U tych dzieci, mimo losu, jaki je spotkał (niektóre miały problemy z poruszaniem się, inne były w głębszym stopniu niepełnosprawności intelektualnej) pomimo różnych charakterów, można było dostrzec szczęście i radość. Praca tam, dla mnie nie była przymusem, ale darem od Boga, który dał mi tę możliwość, aby przeżyć na własnej skórze doświadczył dobro. Uważam, że mój czas poświęcony w wolontariacie przede wszystkim przyczynił się do mojego rozwoju. Nie jestem nawet w stanie opisać wszystkiego słowami, tych wszystkich wzlotów, przeżyć i zabawnych sytuacji.” – Piotr Olędzki

  1. Anuarita Tutka – Benedyktynka odpowiedzialna za półkolonie dla osób niepełnosprawnych w Puławach tak napisała o posłudze Julki i Piotra: „Jesteście niesamowici. Tylko Anioł z Wielkim Sercem może spędzać wakacje, pomagając innym. Niesamowici, pomysłowi, kreatywni, radośni, uczynni,…Tacy po prostu Aniołowie bez skrzydeł z wielkimi sercami”.

Jeszcze świadectwo Karoliny

„Jak ja to wszystko przeżyłam? Jak ja dałam radę? Jak się czuję po tym wszystkim, co mnie tam spotkało? Te pytania powinni zadawać mi ludzie. Czy je zadają? Było kilka takich osób. Natomiast, przez dwa miesiące od zakończenia praktyki misyjnej to ja sobie je zadaję. Ludzie oczekują odpowiedzi w stylu: „To było coś niesamowitego“, „Było bardzo fajnie“, „Piękne kwiatuszki i motylki każdego dnia” itp. Jak ja im odpowiadam? Czy dość wystarczająco, by nasycić ich głód moją odpowiedzią? Nie wiem, ale jestem pewna tego, że staję w prawdzie, dlatego mówię: było ciężko. Pewnie zastanawiacie się dlaczego? Już mówię… Było to zupełnie nowe miejsce, ja większą część swojego życia spędziłam w rodzinnym miasteczku Gołdap. Nieliczny ułamek został poświęcony wyjazdom. Tutaj, zostałam rzucona na głęboką wodę. Na początku zupełnie nie widziałam lądu. Bałam się. Nowe twarze sprawiały, że pytałam samą siebie: „Czy będę mogła im zaufać?“, „Czy mnie zaakceptują i nie będę gdzieś z boku?“ Postanowiłam zaufać. Po pierwszym dniu pracy byłam bardzo rozkojarzona, małe dzieci są bardzo wymagające. Czasami w domu miałam problem, by ogarnąć rodzeństwo, a tutaj tych dzieciaczków było cztery razy więcej! Wyobraźcie to sobie? Wieczorem, patrząc w lustro, pierwszy raz w życiu zobaczyłam na mojej twarzy, jak wygląda prawdziwe zmęczenie. Ciekawe doświadczenie… Drugi dzień był lepszy. Ale jak pierwszego dnia, też trzeba było mi mówić, co mam robić itp. Generalnie, ja bardzo kocham dzieci. Sama mam sporo rodzeństwa, ale będąc w tamtym miejscu, czułam się jak w niebie. Dosłownie. Małe rączki, stópki, uśmiechnięte buźki, to było to, czego potrzebowałam w tamtym czasie. Można powiedzieć, że po trzech dniach się tam zaadaptowałam. To dość szybko, ale mimo to piękne. Chcąc nie chcąc po tych trzech dniach, zostałam przeniesiona do najmłodszej grupy ze żłobka. Grupa ta nazywa się „Bąbelki“. Tam naprawdę były urocze bąbelki! Małe Boże istotki, pełne energii i uśmiechów od ucha do ucha… Niesamowite… Gdy o nich myślę, wzruszam się… Osoby, z którymi pracowałam także były wspaniałe. Pełne radości, cierpliwości, wyrozumiałości oraz otwartości na trudne rozmowy. Niesamowitym doświadczeniem było to, że niektóre Bąbelki były tak bardzo samodzielne, że nie trzeba było ingerować w ich działanie. Same potrafiły myć rączki, same jadły, mniej się brudziły, wiedziały jaki bucik, na którą nóżkę założyć, a nawet posiadały bardzo bogate słownictwo. Z A C H W Y C A J Ą C E!  …Koleżanka, która była już dwa razy na misji za granicą, dała mi i mojej współtowarzyszce tegoż wyjazdu wskazówkę: „nie odliczajcie czasu do końca“ tak też uczyniłam. Cieszę się z tego, bo naprawdę przez miesiąc czułam się, jakbym tam spędziła całe życie. Jakby to był mój raj, miejsce, w którym chcę spędzić resztę życia, angażując się w pracę z dziećmi. Przywiązałam się do maluchów, przedszkolanek i sióstr zakonnych, tak bardzo, że gdy przeglądam zdjęcia, pragnę tam być. Pragnienie jest bardzo silne, serce dosłownie wyrywa się na spotkanie, gdy wspominam tamten czas. Pierwszej misji się nie zapomina. Mimo tego trudu, zmęczenia, czasem bezradności i łez, jestem dumna. Jestem dumna i wdzięczna za to, co mogłam tam przeżyć. Jakie osoby mogłam poznać. Jakiego doświadczenia nabrać. Ile dać od siebie, ale też ile dostać od innych. Mojej wdzięczności nie opiszę słowami. Nie potrafię… Praktyka misyjna w Polsce moim zdaniem jest bardzo ważna, bardzo nas przygotowuje do większych rzeczy. Odnalazłam ląd, tego jestem pewna. Jestem gotowa, by wyruszyć gdzieś dalej. Może tym razem Bóg nie wyprowadzi mnie na tak głęboką wodę, a nawet jeśli to nic takiego! Przecież gdy bardziej nas doświadcza, to tym bardziej nas kocha!”

– Karolina Staniaszek

Jeżeli i TY chcesz dołączyć do grona wolontariuszy misyjnych, serdecznie zapraszamy! Szczegółowe informacje na temat Ełckiego Wolontariatu Misyjnego na stronie http://diecezjaelk.pl/ w zakładce Wydział Misyjny.

s. Donata Topa OSB – koordynatorka EWM

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here