O cennej roli porażek, wyborach trudniejszych rozwiązań i warsztatach aktorskich rozmawiamy z Michałem Malinowskim, absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Aktor grał w serialowych ekranizacjach, m.in.: „Na wspólnej”, „Wszystko przed nami”, „Barwach szczęścia”, „Ojcu Mateuszu”, „Prosto w serce” czy „Hotelu 52”.
Kiedy odkryłeś wartość porażki?
Błędy są po to, żeby je popełniać i na nich się uczyć. Myślę, że nie było takiego konkretnego momentu, w którym odkryłem, że porażka nie jest czymś, czego należy się bać. Do tego raczej dochodzi się stopniowo. Wydaje mi się, że każdy z nas na pewnym etapie życia musi określić swój cel. Podobnie jest przy pracy aktora, który musi znać swój cel w sztuce. Dobrze jest wiedzieć, czego się chce. Może tak się zdarzyć, że zboczymy nawet z tej najprostszej drogi, a popełniane wówczas błędy, mogą być początkiem odkrycia czegoś nowego. Sam doświadczyłem czegoś, co może niezupełnie było błędem, ale można uznać za pewnego rodzaju porażkę. Kiedy byłem na IV roku studiów, dostałem główną rolę w serialu TVP1 „Wszystko przed nami” i po ośmiu miesiącach ten serial został zdjęty. Przez to, że serial zszedł z ekranów, spakowałem najpotrzebniejsze przedmioty i wyjechałem do Azji na pięć miesięcy. Jestem pewny, że gdyby nie doszło do tego, bardzo wielu rzeczy bym nie zrozumiał, nie poznałbym tylu niesamowitych ludzi i wielu rzeczy bym się też nie nauczył. Może na tamtym etapie, kiedy straciłem pracę, mogło to wyglądać jak „koniec świata”, to jednak w ostatecznym rozrachunku okazało się potrzebne do mojego osobistego rozwoju. Tak naprawdę, do końca sami nie wiemy, dokąd prowadzą nas kręte ścieżki życia. Czasami mogą nas poprowadzić dłuższą drogą. Idąc na około, z pewnością możemy podziwiać lepsze widoki…
Kiedy młody człowiek powinien pomyśleć nad rozwijaniem swoich pasji?
Jak najszybciej. Młodym ludziom trzeba przestać wmawiać, że są zamknięci, że nic się nie opłaca robić, że nie warto mieć własnych zainteresowań. Nie trzeba im tez podawać gotowych rozwiązań. Są wystarczająco kreatywni, widziałem to dziś na własne oczy. Nie jestem wychowawcą i jest wiele rzeczy, których nie wiem. Myślę, że warto młodemu człowiekowi pokazywać różnorodność pasji, otwierać przed nim całą gamę możliwości. Wydaje mi się, że jest to też trochę nasz obowiązek, mam na myśli ludzi, którzy pojawiają się w TV, są obserwowani w social mediach. Myślę, że są to miejsca, gdzie możemy pokazywać, że są ciekawe rzeczy, że warto spróbować. Współcześnie, trzeba młodzież zachęcać do tego, żeby próbowała swoich sił w wielu kierunkach, ale do niczego nie zmuszać. Należy pokazywać im różne możliwości, aby mogli wybrać to, co będzie sprawiało im radość. Myślę, że to byłoby najlepsze rozwiązanie. Sam uwielbiam wyzwania i wychodzenie ze strefy komfortu. Nie jest lekko, ale w cenę trudności wpisana jest satysfakcja.
Bierzesz udział w warsztatach skierowanych do młodzieży. Co możesz powiedzieć o tym doświadczeniu?
Jest to dla mnie nowe doświadczenie. Bardzo się cieszę, że podjąłem się tego zadania. Wiele się dzisiaj nauczyłem, na wiele rzeczy spojrzałem z innej perspektywy. Dokonała się wymiana doświadczeń i to jest bardzo budujące.
Aktorstwo może się nam kojarzyć z lekką formą życia, trochę takim pójściem na łatwiznę. Czy dobrze czujesz się w tym zawodzie?
Nie wiem, czy powinno być lekko w tym, do czego dążymy.. Aktorstwo, w moim przypadku, nie było pójściem na łatwiznę, wręcz przeciwnie. Jak decydowałem się na tę ścieżkę, wydawała mi się najtrudniejszą z możliwych. Dlatego ją wybrałem. W swoich wyborach powinniśmy kierować się możliwościami rozwoju. Powinniśmy dążyć do czegoś, co da nam satysfakcję. Może odpowiem na przykładzie moich podróży. Jako młody człowiek spotykałem wielu rówieśników, którzy mieli pieniądze i podróżowali. Strasznie im tego zazdrościłem. Zazdrościłem im i wydawało mi się, że to pieniądze odgrywają najważniejszą rolę. Jak się ma pieniądze, to się podróżuje, a jak się ich nie ma, to trzeba siedzieć w domu. W pewnym momencie mojego życia okazało się, że wcale tak nie jest. Spotkałem człowieka, który powiedział mi, że można jeździć po świecie autostopem, że wcale nie trzeba wielkich pieniędzy, aby podróżować. Spojrzałem na mapę Europy i dotarło do mnie, że jeżeli naprawdę chcę, to mogę dotrzeć wszędzie. Mało tego, odkryłem, że jeżeli w coś włożę wysiłek, jest to bardziej satysfakcjonujące i dostarcza o wiele więcej przeżyć. Takie jest moje zdanie, budowane na własnym doświadczeniu. Nie ma co lekko podróżować, bo to o wiele mniej uczy, o wiele mniej kształtuje charakter. Życie nie może być lekkie, powinno być barwne i satysfakcjonujące.
Zatem urządziłeś swoje życie ciekawym. Jak do wyborów trudniejszych dróg ośmielić innych?
Myślę, że w tym celu trzeba pracować i z młodzieżą, i z rodzicami. To rodzice mają ogromny wpływ na swoje dzieci. Podkreślam, że nie jestem wychowawcą. Sam byłem wychowywany przez rodziców, którzy niczego mi nie nakazywali, ani nie zabraniali. Jedyne z czego musiałem się wywiązywać, to musiałem się uczyć. Dla siebie, nie dla ocen. Miałem też świadomość tego, że moje wybory niosą za sobą konsekwencje. Może właśnie dlatego, że tak byłem wychowywany. Dziś łatwiej znosić mi porażki, które są przecież normalne. Dzisiaj jestem przekonany, że model wychowania, który wybrali moi rodzice, jest dobry. Jak będę miał swoje dzieci, to chciałbym iść też taką drogą. Myślę jednak, że każdy rodzic podejmuje własną decyzję co do tego, jak będzie wychowywał swoje dzieci.
Co uważasz za największą wartość?
Przede wszystkim zdrowie moje i moich bliskich. To jest podstawa, na której można budować szczęście. Potem jest wolność, pasja, przyjaciele, środowisko i inni ludzie.
W jaki sposób młodzież rozmiłować w pasjach?
Trzeba im pokazywać różne możliwości i pozwolić wybrać to, co pokochają. Wspierać w trudnych momentach. Cieszyć się wraz z nimi z sukcesów. Tak robili moi rodzice i to zadziałało.
Dziękuję za rozmowę.