Strona główna I. Formacja SERCA ZAMYŚLENIA Macierzyństwo nauczyło i stale uczy mnie…

Macierzyństwo nauczyło i stale uczy mnie…

1013
0

Dzisiaj, młodzi ludzie stają przed egzaminami maturalnymi, wyborem szkoły czy kierunku studiów… Przed laty także przechodziłam przez ten etap w swoim życiu, jak wielu z nas – dorosłych. Z czasem doszły nowe decyzje i wybory, a kiedy zostałam mamą, świat wywrócił się do góry nogami. Myślę, że już mogę podzielić się swoimi refleksjami i przeżyciami z własnego macierzyństwa. Po pierwsze, mam ogromny szacunek do każdej mamy, a zwłaszcza do mam, które muszą okiełznać niejednego łobuziaka (bez względu na płeć). Czasami uśmiecham się z pełnym zrozumieniem, kiedy widzę, jak trudno usadzić, a nawet spacyfikować rodzicom rozrabiakę podczas nabożeństwa czy Mszy św. Z westchnieniem uświadamiam sobie, że ten etap mam już za sobą. Kochane mamusie, zapewniam, że z czasem będzie lepiej. Trzeba dzielnie znieść zachowanie dziecka, komentarze i spojrzenia ludzi, którym może to przeszkadzać. I tak jesteście zwyciężczyniami, bo przemogłyście się i jesteście na Mszy św. To sukces i tylko wy najlepiej wiecie, ile was to kosztuje. Podczas takich zmagań nauczyłam się szczerze rozmawiać z Panem Bogiem. Dostawałam drobne potwierdzenia na to, że moje wybory są właściwe i z dziećmi nawet bardzo malutkimi trzeba chodzić do kościoła. W tym miejscu, dziękuję wszystkim paniom, które wspierały mnie modlitwą i życzliwością, a które miały odwagę powiedzieć mi o tym. To było takie moje ciche zaplecze, które pozwoliło doświadczyć siły wspólnoty Kościoła. Miałam też sytuacje, w których usłyszałam, że kościół to nie plac zabaw i dzieci trzeba wychowywać do przebywania w takich miejscach. Takie sytuacje również wpisane są w nasze macierzyństwo. Nie zrażajcie się.

Przebywania z Bogiem

Pośród zabiegania dnia powszedniego trzeba znaleźć czas na to co duchowe. Chaos otaczający często młode małżeństwa może zostać pokonany, kiedy nasze wnętrze będzie uporządkowane, kiedy będziemy pełni pokoju. To przy małych dzieciach tak naprawdę odkryłam ogromną wartość modlitwy, czytania Pisma Świętego czy przeżywania Mszy św. Kiedyś ktoś powiedział, że czas poświęcony Panu Bogu nie jest czasem zmarnowanym. Faktycznie tak jest. Kiedy zmagałam się z jakimś problemem, martwiłam się, że nie zdążę z terminem, czy nie widziałam wyjścia z trudnej sytuacji, to właśnie szłam na adorację. Odcinałam się od codzienności, aby chociaż przez chwilę „popatrzeć na Pana Jezusa”. Wracałam z innym nastawieniem, a nowe pomysły pozwalały na rozwiązanie problemu. Dystans i przestrzeń wiary pozwala zawsze na reset emocji i przywrócenie równowagi. Dzieci dostarczają wielu trosk, ale kiedy zawierzone są Panu Bogu, rodzi się w sercu ogromna ufność, że swoją rolę jako matka wypełniam najlepiej, jak potrafię, a wszystko inne doda sam Bóg.

Macierzyństwo nauczyło mnie szacunku do czasu. Kiedy dzieci zasypiały, najpierw starałam się nadrabiać prace, których nie dało się wykonać z dzieckiem na ręku, czy przy maluchach. Pozwoliłam sobie na odpoczynek, na refleksję przy dobrej książce, na wypicie ciepłej kawy czy kakao, na haftowanie czy dłuższą kąpiel… Doba ma tylko 24 godziny i jeżeli dziecko śpi, wypoczywa, to po pewnym czasie się obudzi i z nową siłą i zapałem będzie zdobywało cenne nauki świata, a mama musi być wtedy wyjątkowo czujna. Z czasem nauczyłam się inaczej wykorzystywać te chwile, jak tylko mogłam, też starałam się nabierać sił.

Do szczęścia potrzeba niewiele

Macierzyństwo nauczyło mnie dystansu do siebie i świata. Całe morze poradników doradza, jak ma być szczęśliwe moje dziecko. Odkryłam, że im mniejsze dziecko, tym mniej trzeba wkładać wysiłku, aby było szczęśliwie. Taki noworodek czy niemowlę do szczęścia potrzebuje suchej pieluszki i mamy z jedzeniem na każde zawołanie. Natomiast, złotą zasadą jest to, że kiedy rodzice są szczęśliwi, to ich pociechy również tryskają szczęściem. Dlatego trzeba zatroszczyć się o własne szczęście. Trzeba pozwolić sobie na przeżywanie radości z mężem, przyjaciółmi, czy w inny sposób zatroszczyć się o siebie. Kiedyś zadzwoniłam do siostry z prośbą, aby została z moimi dziećmi, bo miałam ogromną ochotę na wędrówkę po lasach. Z tej eskapady wróciłam pełna energii i radości. Zobaczyłam też, że dzieci bardzo szybko chłoną wszystko, co jest w zasięgu ich wzroku, słuchu i dotyku. Dlatego jak tylko mogłam, pozbyłam się telewizora. Za to dostarczyłam dzieciom mnóstwo słuchowisk i książek. Już jako dwulatki były zapisane do Miejskiej Biblioteki. Różne sytuacje włącznie z przeżyciem niebezpieczeństw umocniło mnie w przekonaniu, że mama najlepiej wie, co dla jej dziecka będzie właściwe. Dzisiaj, staram się nie udzielać rad młodym mamom, ale je wspierać i zapewniać, że same będą wiedziały najlepiej, czego ich dziecko potrzebuje.

Pozorna doskonałość

Na początku i ja dałam się wyprowadzić na manowce omamiona portretem matki „doskonałej”, pokazanej w reklamie, która jest zawsze zadbana, uśmiechnięta, a dziecko jest grzeczne, czyste, pachnące i wesoło gaworzy. Rzeczywistość bardzo szybko przywróciła mi zdrowy pogląd. Dziecko będzie czyściutkie i pachnące tylko bezpośrednio po kąpieli. Później zaczyna się zwyczajny proces dorastania – poznawania nowego. A dla takiego malucha wszystko jest nowe i ciekawe, nawet ziemia w doniczkach, farby, kasze i mąki, wszystko, co wpadnie w małe łapki. Nasze macierzyństwo odczuwamy bardzo szybko jako nieprzespane noce, czuwanie przy gorączkującym dziecku, braku czasu na ogarnięcie się, bo przecież dom i inni są na pierwszym miejscu. Nasze chęci bycia taką idealną mamą roztrzaskują się o codzienność, gdzie zmęczenie i emocje balansują na skraju wytrzymałości naszego organizmu. A wystarczy dopuścić myśl prawdziwą i bardzo kojącą, że dla swoich pociech zawsze jestem i będę najlepszą mamą na świecie. Więcej korzyści przynosi robienie tego, co chcę, a nie zmuszanie się do wszystkiego.

Macierzyństwo przewartościowuje, i to bardzo często, nasz świat wartości. Niedawno przeglądałam zdjęcia z dzieciństwa moich córek. Nawet już zapomniałam, jak byłam pomysłowa i kreatywna. Starałam się przeżywać każdą chwilę z maluchami bardzo aktywnie i twórczo. Po narodzinach trzeciego dziecka zaakceptowałam fakt, że nie zawsze talerze muszą być pozmywane czy poprasowane góry prania. Bo czas jest jeden, a coś robi się kosztem tego czegoś innego. Kiedy doszły wspólnie przygotowywane obiady, to już wiele musiało się zmienić, bo dziewczynki też lepiły pierogi, robiły kopytka czy przygotowywały deserki… Wprowadzanie w świat wymaga przygotowania i ogromu cierpliwości. Z czasem nauczyłam się też słuchania tego, co w tych małych główkach siedzi, a czym chcą się podzielić. Od szesnastu już lat jestem mamą i stale się uczę nią być. Myślę, że dojrzewam do kolejnych etapów macierzyństwa. Przede mną wiele zmagań i wyborów, jakich musi dokonać matka dorastających dzieci. Dla każdej z nas być mamą co innego oznacza, każda z nas ma swoje skojarzenia na dźwięk słowa „mamo”.

Konsekwencja jest też miłością

Przed laty, kiedy urodziłam pierwsze dziecko, byłam zaskoczona, że pośród kilkunastu noworodków, potrafiłam rozróżnić głos swojej córeczki. Dziwiłam się też, że w bardzo naturalny sposób umiałam zapobiec chorobom dzieci czy udzielać im nagłej pomocy. Nauczyłam się rozpoznawać stany podgorączkowe bez termometru, dojrzałam w odwadze do usuwania zadry, kleszczy czy udrażniania przełyku, kiedy element zabawki zniknął w buzi malucha. Nauczyłam się też walczyć ze światem o wartości, w których chciałam, aby dzieci wzrastały. Okazuje się, że wszystko staje się ważne. Pamiętam, jak kiedyś jedna z córek zapytana, dlaczego nie otwiera soczku w sklepie, przecież mama i tak za niego zapłaci, a nie będzie się chciało już tak pić, odpowiedziała nieznajomej: bo mama powiedziała, że da nam soczki, jak wyjdziemy ze sklepu. Dzisiaj mam już dom pełen nastolatek. Czy zdałabym egzamin ze swego macierzyństwa? Czy jestem dobrą mamą? Nie wiem. Te pytania, nawet jak sobie czasem zadaję, to nie do końca chcę usłyszeć odpowiedzi. Na pewno  w wielu sytuacjach można by inaczej rozwiązać jakiś konflikt, czemuś zapobiec, coś innego zainicjować… Czasu się nie cofnie, ale zawsze można budować, umacniać i rozwijać więź, którą tworzy mama ze swoimi dziećmi. A nie jesteśmy same, jest z nami najlepsza z Matek – Matka Boża. Od niej możemy uczyć się bycia mamą. Możemy być też pewne, że kiedy Jej zawierzymy swoje macierzyństwo wypełni nasze braki i niedostatki.

Niech Dzień Matki będzie naszym dniem wdzięczności za dar macierzyństwa, który otrzymałyśmy od Boga. Każdą z nas wybrał Pan i postawił przed nami wyjątkowe zadanie, do którego też każdą z nas uzdolnił i umocnił łaskami.

Monika Rogińska

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here