Wielkopostne misteria, w swoim scenariuszu wprowadzają uczestników do wieczernika, aby każdy doświadczył Ostatniej Wieczerzy. Jeden z rekolekcjonistów zauważył, że to właśnie tam został udzielony nam „sakrament nadziei”. Taki paradoks, że chwila, w której wszelka nadzieja wydawała się być pogrzebana, gdy uczniowie stają wobec kryzysu, chwytają się nadziei. I to takiej, którą po ludzku określamy, że jest „nadzieją wbrew nadziei”.
Pismo święte dostarcza nam więcej takich „bez – nadziejnych” przykładów. Na przykład sytuacja Abrahama, którego Bóg wyprowadza z Ur, z jego domu, do ziemi obiecanej. Abraham wyrusza w nieznane, licząc tylko na prowadzenie, na obecność Boga, który prowadzi jego i cały Izrael. A nawet kiedy udało się Izraelitom osiąść w ziemi obiecanej, to i tak z czasem została im odebrana. Utracili to, z czym wiązali swoje największe nadzieje.
Przez te wydarzenia Bóg uczy nas, że jest jeszcze głębsza nadzieja, która pochodzi od Boga. Kiedy sami już nie widzimy rozwiązań. Dlatego też można powiedzieć, że najwyraźniej nadzieja bierze swój początek w naszych słabościach, kryzysach, wtedy, gdy odzierani jesteśmy z naszych własnych pragnień. Są sytuacje, w których wydaje się, że już nawet nie ma nadziei. Mój wujek mówił, że kiedy już nawet nie masz sił, żeby się modlić, to przynajmniej staraj się modlić i przetrwaj ten czas, jak ciężką próbę. Może się okazać, że to sam Bóg toczy walkę o mnie, o ciebie…
Bardzo podoba mi się wyjaśnienie jednego z rekolekcjonistów, który wyjaśniał, że „mieć nadzieję, oznacza być pielgrzymem, a pielgrzymowanie oznacza przechodzenie kryzysów i podążanie dalej. To tak jakby Bóg pozbawiał nas balastu na kolejny etap podróży do Królestwa Niebieskiego”.
Stagnacja, brak zmagań, duchowy marazm jest sygnałem, że dzieje się coś niewłaściwego.
Kiedy doświadczamy ogromnej trudności, może trzeba nam uchwycić się nadziei, że to właśnie Bóg pozbawia nas tych małych nadziei, abyśmy mogli odkryć naszą ostateczną nadzieję.
W sytuacji niezrozumiałego bólu, kiedy serce krzyczy: „Boże, jak mogłeś do tego dopuścić…” ukojenie znajduję w Psalmach. Odnajduję tam moją własną historię, gdzie jest miejsce na rozpacz, ukojenie, radość, aż po uwielbienie. Psalmy są dynamiczne i prawdziwe. Dajmy się im poprowadzić do radosnej chwały Zmartwychwstania Pańskiego. Nieraz tak trudno uwierzyć, że w poranek wielkanocny przeżywamy prawdziwą radość, kiedy tyle marazmu i smutku w naszych głosach i postawach. Bądźmy tymi, którzy odkryli nadzieję w Panu i już niczego nie muszą się lękać. Życzę radosnego przeżywania paschalnych dni.
mr