Zawsze wzruszam się, kiedy słucham konferencji śp. ks. Pawlukiewicza, w której daje przykład o wdzięczności. Po latach syn, który wyjechał na studia, dzwoni do ojca, żeby mu podziękować, a on nie potrafi się z tym zmierzyć. Ta historia nie tylko pokazuje, że za rzadko dziękujemy, ale również obnaża nasze kompleksy, przez które nie umiemy przyjmować czyjejś wdzięczności. Dlatego też dzielę się swoimi przemyśleniami na ten temat. Moja perspektywa doświadczeń w aspekcie wdzięczności w ostatnim czasie bardzo się wzbogaciła o brak wdzięczności, której miałam prawo oczekiwać.
Jak psu micha…
Uwielbiam powiedzenia – a zwłaszcza tzw. skrótowce moich znajomych. Czasami żałuję, że nie zapisuję ich i później nie pamiętam czyichś słów, które były wstrzeleniem się w sedno sprawy. Takie ujęcie tematu w życiowym powiedzeniu. Tak, jak w powiedzeniu, że coś się komuś należy jak psu micha. Pewnie sami nieraz usprawiedliwiamy jakieś nasze działania właśnie takim powiedzeniem. Często stykamy się z postawą roszczeniową, w której wyrażamy dobitnie, co nam się należy. I za to nawet nie mamy zamiaru dziękować.
To przecież wiadomo
„Powiedziałbyś coś, a nie tak wiosłujesz w milczeniu z tego talerza. Smakuje ci chociaż? – dopytuje żona męża. A on jej na to: gdyby mi nie smakowało, to bym nie jadł. I wszystko w temacie.” Takim „milczącym podziękowaniem” obchodzimy się i my często wobec naszych najbliższych. Bo to przecież wiadomo, że jest się wdzięcznym, gdy np. mąż rano przynosi świeże pieczywo, czy żona koszulę wyprasowała, a dzieciaki domyśliły się i wyniosły śmieci…, ale czy zaraz trzeba to wyrażać albo o tym publicznie mówić. Przecież podziękowanie jest zrozumiałe po prostu samo przez się. A jednak jak słyszymy to niewymuszone „dziękuję”, jak od razu poprawia nam humor, jak nam lepiej znaleźć motywację, by następnym razem też coś dobrego zrobić.
Gimnastyka ze świętymi
Wielu naszych świętych proponuje ćwiczenia z wdzięczności. Zapewniają, że można się tego nauczyć. Na przykład św. Ignacy z Loyola radzi, aby codziennie przeznaczać chwilę na ćwiczenie się we wdzięczności: „Trzeba podziękować Bogu, naszemu Panu, za otrzymane dobrodziejstwa”. Celem tego założenia jest zauważanie zdarzeń przeżywanych w danym dniu, które będą nasze serce skłaniały do wdzięczności. Jak zauważył pewien mnich: Codziennie, z każdym okamgnieniem darowane są nam niezliczone rzeczy. Musimy tylko uważać na to, a wdzięczność prawie, że nas zaleje. Od lat na przykład piszę w moim kalendarzu kieszonkowym przynajmniej jedną rzecz, co do której nigdy mi przedtem nie przyszło do głowy, by być za nią wdzięcznym. Może to być ciekawe ćwiczenie, aby codziennie znajdować nowy powód do wdzięczności. Kiedy przeprowadziłam krótkie doświadczenie na bliskich, okazało się, że im młodsze dzieci, tym znajdują więcej powodów do wdzięczności. Jedna z dziewczynek zwróciła moją uwagę na to, co dla mnie jest czymś oczywistym. Mówiła: „dziękuję za to, że mogę tańczyć boso na łące, że mam wianek z kwiatów i że nie boję się pszczół…” Jak widać, kto przyjmuje świat z miłością i uwagą, ten znajduje wiele powodów do dziękowania. Kropla rosy, w której odbija się widok, ciepły kubek herbaty w zmarzniętych dłoniach, rozmowa, która doszła do skutku z braku Internetu, kilka minut ciszy na ławce w parku lub w kościele… Wdzięczność może stać się dla nas darem, za który będziemy świadomie dziękować Bogu. Może warto podjąć się takich ćwiczeń i najpierw przez miesiąc albo chociaż przez kilka dni, codziennie podziękować Bogu za dobro, jakie nas spotkało w tym konkretnym dniu. Niech to nie będzie takie krótkie stwierdzenie: „dziękuję za wszystko”. Wysilmy się na wymienienie kilku łask, darów, które przeżyliśmy z wdzięcznością. Na początku może być trudno, dlatego święci zachęcają, aby zaczynać od ogólnej listy podziękowań typu: za życie, rodzinę, dach nad głową, pracę, możliwość zdobywania wiedzy itd. Podchodźmy do zadania z otwartym sercem. Z czasem odnajdziemy więcej powodów do wdzięczności. Może się okazać, że będziemy dziękowali za przemoknięte plecy i w sytuacji, kiedy nam autobus odjedzie sprzed nosa. Może się okazać, że nauczymy się odnajdować powody do wdzięczności nawet w sytuacjach, które na pierwszy rzut oka są trudne, a nawet bolesne.
W każdej sytuacji dziękujcie
Zachęcam do odkurzenia książki „Pollyanna” Eleanor H. Porter. Autorka opisuje przygody dziewczynki, którą ojciec nauczył pewnej gry w radość. Polegała ona na tym, by w każdej sytuacji znaleźć odrobinę dobra. Na przykład, kiedy Pollyanna marzyła o lalce, a przez przypadek w paczce od dobroczyńców dostała kule dla inwalidów, cieszyła się, że nie są jej potrzebne, ponieważ jest zdrowa. Innym razem, gdy trafiła do starszej, samotnej pani, która nie widziała już powodów, by wstawać z łóżka, dziewczynka zaproponowała, by w swojej sytuacji zobaczyła, jak dobrą ma sytuację. Bo może sobie leżeć, w wygodnym łóżku… Jak poznamy historię tej dziewczynki, zobaczymy, że ta na pozór dziecinna zabawa kształtuje charakter, ale też i przemienia życie. Zaskoczyła mnie reakcja znajomej, która po stracie dużej sumy pieniędzy dziękowała Panu Bogu. Było to dla niej trudne doświadczenie, bo na bogactwie budowała swoje być albo nie być. A przez to zdarzenie zobaczyła, że w jej życiu jest coś ważniejszego niż pieniądze. Nie ma takiej sytuacji, takiej biedy, z której Bóg nie może wyprowadzić. Dlatego nauczmy dziękować nasze serce.
Monika Rogińska