Był 8 grudnia 1953 roku, kiedy uwięziony Prymas Tysiąclecia w murach klasztoru w Stoczku Klasztornym, który stał się więzieniem, zawierzył osobiście swój los Bogu przez ręce Maryi. Nie zdawał wówczas sobie sprawy z tego, że w sąsiedztwie – na wyciągnięcie ręki, znajduje się Jej cudowny wizerunek czczony jako Maryja Królowa Pokoju. Tak to wspominał w homilii: „Przywieziono mnie tu w nocy, wywieziono o świcie, w samochodzie, którego szyby zamazane były błotem, więc nie widziałem nic. Mogłem się domyślać, że tu jest kościół – widziałem wieżę. Z początku słyszeliśmy głosy, dzwony na Anioł Pański, potem już nic. Dopiero, bodajże w Nowy Rok, gdy znaleźliśmy się w końcu ogrodu, a drzwi od kościoła może się otworzyły, doszły do nas słowa kolędy: „Coś się narodził tej nocy, byś nas wyrwał z czarta mocy…” Tyle do nas doszło, nic więcej.”
Zawierzenie to coś więcej niż wiara
Czym jest zawierzenie? W potocznym rozumieniu jest po prostu powierzeniem swojego losu komuś, kto jest w stanie przeprowadzić nas przez trudny moment. Abraham zawierzył Bogu w chwili, która jawiła się jako wielki znak zapytania wyartykułowany przez jego jedynego syna Izaaka: „Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?” (Rdz 22,7b) Zawierzyć to znaczy pójść w ciemności, mając za światło jedynie wewnętrzny głos. Pozwolić Wszechmocnemu Bogu na dosłownie wszystko. „Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój”(Rdz 22,8) – brzmiała odpowiedź Abrahama. Zawierzenie jest czymś o wiele głębszym niż akt ufności. Zawierzenie jest czymś nieodwołalnym – jest jak całopalna ofiara, najwyższy akt posłuszeństwa i oddania. W zawierzeniu człowiek łączy się z ostatnią i ostateczną modlitwą Jezusa: „Ojcze w twe ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46). „Jezu ufam Tobie!” – to jest akt strzelisty wyrażający ufność, który szczęśliwie został zapisany przez siostrę Faustynę. Ta sama święta zakonnica zapisała takie oto poruszające świadectwo: „Zdawało mi się, że nie odnoszę żadnych pożytków, jakie dają sakramenty święte. Przystępowałam tylko z posłuszeństwa spowiednikowi i to ślepe posłuszeństwo było dla mnie jedyną drogą, po której iść miałam, i deską ratunku. Kiedy mi kapłan tłumaczył, że to są doświadczenia Boże i że – w tym stanie, w jakim jesteś, nie tylko nie obrażasz Boga, ale jesteś mu bardzo miła, to jest znak, że cię Bóg niezmiernie miłuje i że ci bardzo ufa, że cię takimi doświadczeniami nawiedza. – Jednak, nic mnie te słowa nie pocieszały, zdawało mi się, że one wcale się do mnie nie stosują. (…) Wtenczas padałam twarzą na ziemię przed Najświętszym Sakramentem i powtarzałam te słowa: Chociażbyś mnie zabił, ja Ci ufać będę. Zdawało mi się, że konam w tych boleściach. Jedna najstraszniejsza dla mnie myśl była, to ta, że jestem od Boga odrzucona.(..) I tu jeden Bóg tylko wie, co się działo w sercu moim.” To jest zawierzenie. Zawierzenie nie kojarzy mi się z wonią kadzidła, zapachem wosku ze świec i błogostanem. Zawierzenie zawiera w sobie kurz pobojowiska i jest przedarciem się za zasłonę tego, co po ludzku logiczne i namacalne. Kiedy człowiek prawdziwie zawierza – jest gotowy na wszystko. Z aktem zawierzenia powinna wiązać się gotowość bezwarunkowego pełnienia woli Bożej. Do tego dojrzewa się przez całe życie. Do tego umiera się przez całe życie. Głębia zawierzenia jest na miarę naszej determinacji. Człowiek, który zawierza, nie jest w stanie Bogu niczego odmówić – nawet jeśli to go bardzo boli. Jest podobny do Jezusa, który modli się: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22,42).
Zawierzyć to trzymać się mocno tego co niepewne
Pogrążony w ciemnościach kardynał Wyszyński uchwycił się więzi łączącej go z Bogiem jak niewidzialnej liny. Nie wiedział o bliskości Tej, która jest „taką Matką, która nie umiera” – jak powiedział o Maryi po święceniach kapłańskich. Nie wiedział, ale szedł w Jej kierunku, kierując się wewnętrznym głosem: „Nie wiedziałem wtedy, że byłem tak blisko Obrazu Matki Bożej słynącego łaskami. Gdy słyszę, jak się tu modlicie i śpiewacie, widzę, że byłem pod potężną opieką waszej i mojej Pani. I odczuwałem Jej zwycięską opiekę.” W tym kontekście słowa modlitwy zawierzenia ukazują jego rzeczywistą postawę:
„Święta Maryjo, Bogurodzico Dziewico, obieram sobie dzisiaj Ciebie za Panią, Orędowniczkę, Patronkę, Opiekunkę i Matkę moją.
Postanawiam sobie mocno i przyrzekam, że Cię nigdy nie opuszczę, nie powiem i nie uczynię nic przeciwko Tobie. Nie pozwolę nigdy, aby inni cokolwiek czynili, co uwłaczałoby czci Twojej.
Błagam Cię, przyjmij mnie na zawsze za sługę i dziecko swoje. Bądź mi pomocą we wszystkich moich potrzebach duszy i ciała oraz w pracy kapłańskiej dla innych.
Oddaję się Tobie, Maryjo całkowicie w niewolę, a jako Twój niewolnik poświęcam Ci ciało i duszę moją, dobra wewnętrzne i zewnętrzne, nawet wartość dobrych uczynków moich, zarówno przeszłych, jak obecnych i przyszłych, pozostawiając Ci całkowite i zupełne prawo rozporządzania mną i wszystkim bez wyjątku, co do mnie należy, według Twego upodobania, ku większej Chwale Boga, w czasie i w wieczności.
Pragnę przez Ciebie, z Tobą, w Tobie i dla Ciebie stać się niewolnikiem całkowitym Syna Twojego, któremu Ty o Matko, oddaj mnie w niewolę, jak ja Tobie oddałem się w niewolę.
Wszystko, cokolwiek czynić będę, przez Twoje Ręce Niepokalane, Pośredniczko łask wszelkich, oddaję ku chwale Trójcy Świętej – Soli Deo!
Maryjo Jasnogórska, nie opuszczaj mnie w pracy codziennej i okaż swe czyste Oblicze w godzinę śmierci mojej. Amen.
ks. Przemysław Zamojski