Strona główna III. Formacja UMYSŁU WARTE PRZEMYŚLENIA Cierp ciało, coś chciało.

Cierp ciało, coś chciało.

732
0

Cierpienie to mocne słowo, bardzo mocne i samo w sobie „boli”. Cierpienie jest naszpikowane nieprzyjemnością i tożsame z dyskomfortem w najmocniejszym wydaniu. Cierpienie w swojej mocy i wyjątkowości jest bardzo cenne. Znoszenie cierpienia jest cnotą, znoszenie bólu zarówno psychicznego jak i fizycznego jest ofiarą, której nie każdy jest w stanie się podjąć. Czasem, niestety, nie od nas zależy, czy możemy sobie ot tak zwyczajnie wybrać jakie cierpienie, w jakim zakresie i kiedy możemy na siebie „wziąć” i je wytrzymać. „Cierp ciało, coś chciało” jest nie zawsze od nas zależne. A może jednak?

Ból istnienia.

Tak, jak z całą pewnością, na świecie jest mnóstwo dobrych ludzi, nie można zakwestionować istnienia również tych złych. Problem polega na tym, że ci dobrzy wiedzą, że są dobrzy, a ci źli natomiast – myślą, że są dobrzy. Czy można zatem odczuć tzw. „ból istnienia”? Chodzi o ból ciała, cierpienie duszy, czy rozterki eschatologiczne? „Ból istnienia” ma niejednokrotnie bardzo przewrotne znaczenie. Używane jest do sarkastycznego określenia nierozumnego postępowania złych ludzi, którzy działają na szkodę innych, będąc święcie przekonanymi, że robią słusznie i w dobrej wierze. W gruncie rzeczy jednak inspiracją do tych działań jest zwykłe uprzykrzenie komuś życia i zadanie mu właśnie „bólu istnienia”. Tu właśnie jest pole do manewru osoby odbierającej ten atak. To czy przyjmiemy ten zadany „ból istnienia” i w jakim to będzie stopniu – zależy tylko i wyłącznie od nas – czy będziemy w stanie to cierpienie w sobie poukładać (znieść) – to będziemy na pozycji wygranej. Jeśli nie – przegramy.

Co nas nie zabije, to nas wzmocni

Cierpienie człowieka uszlachetnia. Przyjmowanie bólu, cierpienia i „pożytkowanie” tego stanu do poprawy siebie, swojego otoczenia, sposobu myślenia, czy inaczej szeroko postrzeganej „świętości” jest umiejętnością nietuzinkową. Każdy „normalny” człowiek będzie miał pretensje do całego świata, a nawet do samego Pana Boga – dlaczego ja? Dlaczego to mnie to cierpienie spotyka, dlaczego to ja doświadczam tej niesprawiedliwości, czy jest możliwe, aby oddalić ten „kielich”. Przechodząc przez to cierpienie z podniesioną głową, znosząc ból w szczerej pokorze i miłości do zadającego (czy to człowieka, czy choroby, czy stanu) jest niejako uzbrojeniem się w cierpliwość i spojrzeniem na dany stan z innej perspektywy. Górnolotnie można byłoby stwierdzić, że potrzebujemy bólu i cierpienia do rozwoju i spełnienia.

„Efekt Wertera”

Romantyczna miłość w starciu z cierpieniem powoduje, że mimo spełnienia pozostajemy niejednokrotnie nieszczęśliwi. Miłość do nieprzyjaciół powoduje cierpienie, mimo że jest cudowna i dalej pozostaje miłością, jednak miłością niespełnioną, miłością nieodwzajemnioną, miłością cierpiącą. Dochodzimy tu do przykładu Wertera z powieści Goethego, którego to miłość doprowadziła do tragedii. Można sparafrazować powiedzenie „co nas nie zabije, to nas wzmocni” na przekorne „co nas nie wzmocni, to nas zabije”. Zatem, cierpienie może nas wzmocnić lub zabić – przy czym nie zawsze chodzi o dosłowną śmierć ciała – czasem, a może nawet częściej – zabicie duszy i duchowości.

Łączymy się w bólu i cierpieniu.

Ból istnienia, cierpienie Wertera, ból fizyczny czy żałość psychiczna są rozterkami, które wzbudzają w nas rycerskie cnoty. To rycerstwo to styl życia, pewien ceremoniał i swoista etyka. Cierpienie i przyjmowanie cierpienia w pokorze i mądrości uszlachetnia, a ból przestaje być bólem…

Grzegorz Kacperski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here