Strona główna III. Formacja UMYSŁU NASZ GOŚĆ Nasza codzienność ze św. Janem Pawłem II

Nasza codzienność ze św. Janem Pawłem II

932
0

Państwo Bożena i Stanisław Milewscy 9 czerwca 1999 r. w swoim domu podjęli wyjątkowego gościa – papieża Jana Pawła II. Dzisiaj, swoimi wspomnieniami, refleksją i codziennością, dzielą się z przybywającymi pielgrzymami, turystami i każdym, kto przychodzi z odwiedzinami, traktując staropolskie powiedzenie: „Gość w dom, Bóg w dom” z należytym szacunkiem.  Redakcja „Martyrii” również spotkała się z Państwem Milewskich. Zamieszczona poniżej rozmowa w pełni nie oddaje atmosfery i ciepła tego domu, który nie tylko stanowi budynek, ale przede wszystkim są nim jego mieszkańcy. Dziękujemy p. Bożenie i p. Stanisławowi za dar słowa, doświadczenia i wiary.

Wielokrotnie już mieliście Państwo okazję do wspominania tamtego pamiętnego dnia 9 czerwca 1999 r. i spotkania z wyjątkowym gościem. Dzisiaj, kiedy nasz papież jest już Świętym, jak jest obecny w Waszej codzienności?

– Święty Jan Paweł II jest obecny z nami każdego dnia, począwszy od porannego pacierza. Co rano odmawiamy różaniec i modlitwę do Ojca Świętego Jana Pawła II. Modlitwa ta, w miarę upływu czasu oraz zmieniających się okoliczności, przybierała różne brzmienie. Przed laty proboszcz rozdawał obrazki z taką modlitwą. Dzisiaj mówimy ją już z pamięci. Jej owocem jest chociażby to, że nasze dzieci idą przez życie bez większych problemów, mają dobrą pracę, o  którą dzisiaj niełatwo. Stąd też wniosek, że ktoś nad nami czuwa i nam błogosławi. Chociaż nieraz trudno było związać koniec z końcem, to nie poddawaliśmy się. Tak naprawdę nie doświadczaliśmy zbyt dużych problemów, a i zdrowie, można powiedzieć, że jeszcze dopisuje. Dzieci nam porosły piękne, zdrowe. Doczekaliśmy już wnuczka. Trzeba przyznać, że szczęśliwie się to nasze życie toczy. Na każdym kroku widzimy, że to Boże błogosławieństwo przez wizytę Ojca Świętego stale na nas płynie.

Kiedyś zapytane przeze mnie przedszkolaki, o co spytałyby Ojca Świętego, gdyby przyszedł do ich domu, zauważyły, że to jest niemożliwe, bo Ojciec Święty nie odwiedza zwykłych ludzi. Dzięki Wam, Waszej gotowości i otwartości na przyjęcie takiego gościa, papież stał się dla nas bliższy. Skąd u Was taka postawa szczerości, otwartości?

– Taką otwartość, życzliwość, przejmuje się od swoich rodziców. Żeby zrozumieć naszą gotowość do otwartości na każdego człowieka, trzeba sięgnąć czasów naszego dzieciństwa. To jest rodzinny dom małżonki. Moja rodzinna parafia to Studzieniczna, a wieś – Macharce -położona od parafii w odległości ok. kilometra, była nieduża. Liczyła około dwunastu  domów. Mieszkaliśmy w środku wsi, na krzyżówkach. Mój ojciec gorąco czcił Matkę Bożą, dlatego prowadził nabożeństwa majowe, różańcowe, na które przychodzili do nas ludzie ze wsi. W domu było nas dziewięcioro dzieci, rodzice oraz dziadek. Nasz dom, jak pamiętam, zawsze był otwarty, pełen życia. Wzrastaliśmy w poczuciu, że to tak właśnie trzeba. W rodzinie małżonki było podobnie.  Do takiej otwartości byliśmy przyzwyczajeni. Stąd też i ta nasza gotowość do spotkania z drugim człowiekiem. Postawa naszych rodziców nas tak ukształtowała. Zakazy, nakazy, w wychowaniu też potrzebne, ale przede wszystkim ważny jest przykład rodziców, który dzieci pojmują i w swoim dorosłym życiu przyjmują za własny. Mówią, że tak trzeba. Nasz dom zawsze tętnił życiem. Ponad 35 lat temu Pan Bóg nas połączył. Nie uważamy, że przez naszą otwartość, gościnność czy dobroć jesteśmy jacyś wyjątkowi. Tak powinno być. Jak mówi stare przysłowie: „Gość w dom, Bóg w dom”. To jest stara prawda, sprawdzona przez pokolenia.    

Jakie zachowały się pamiątki z tamtego spotkania?

– Najcenniejszą pamiątką z tamtego spotkania jest sama obecność św. Jana Pawła II w tym pokoju. Od lat nic tu nie zmieniamy. W tym pokoju, jakby zatrzymał się czas. Ale są też takie bardziej osobiste pamiątki. Każdy z nas został obdarowany różańcem. Dzisiaj, to są już jakby takie nasze małe relikwie. Tak też traktujemy własnoręczny podpis Ojca Świętego złożony na błogosławieństwie dla naszej rodziny. Otrzymaliśmy je za sprawą s. Wioletty, najmłodszej siostry małżonki. Jest terezjanką, a ich zgromadzenie ma swoją placówkę u księży salwatorianów, niedaleko Watykanu. Kiedy jeszcze żył ks. prof. Tadeusz Styczeń, salwatorianin, zachodził do sióstr po pączki, sernik, smakołyki, które zanosił Ojcu Świętemu, kiedy szedł na rozmowę przy herbacie. Właśnie po wizycie papieża w naszym domu, siostry skierowały pytanie, czy Ojciec Święty zechciałby nam podpisać na pamiątkę błogosławieństwo. Jak widać, Ojciec Święty zgodził się. Mamy album ze zdjęciami, który jest potwierdzeniem, że na pewno to się wydarzyło. Jednak to, co zapisało się najgłębiej w naszych sercach, jest nie do opisania.

Często odwiedzają Was pielgrzymi, przybywają, by usłyszeć o św. Janie Pawle II, który odwiedził „zwyczajną, polską rodzinę w ich domu”. Co im mówicie?

– Na przykład parę dni temu wracałam z pola od pielenia i przy krzyżu spotkałam trzy panie z plecakami. Szły szlakiem św. Jakuba, który tez tędy przebiega. Zatrzymałam się przy nich i zaczęłam z nimi rozmawiać. Najpierw były trochę zdystansowane, ale kiedy wspomniałam im, że są w miejscu, gdzie był św. Jan Paweł II, odwiedziły nasz dom. Były aż z Krakowa. Trochę im opowiedziałam, jak papież trafił do naszego domu. Wpisały się do księgi pamiątkowej i były też mile zaskoczone naszą otwartością. Nie wiedziały, że w Leszczewie jest takie miejsce. Były wzruszone, że na ich szlaku, w dniu urodzin św. Jana Pawła II, dotarły do miejsc w których on sam był. W tych księgach pamiątkowych pozostawiają swoje ślady wszyscy, którzy pielgrzymują miejscami obecności Ojca Świętego.

A czy w kręgu rodzinnym, wspominacie jeszcze tamten dzień?

– Teraz, kiedy zjeżdżają się wszyscy na święta, trudno wygospodarować czas na wspomnienia tego konkretnego wydarzenia. Codzienne życie zaprząta czas i uwagę. By wspominać to wydarzenie trzeba ciszy, skupienia, pewnej zadumy. A jak się rodzina zjedzie, to panuje harmider, radość, i tak naprawdę brakuje czasu na rozmyślania. Gdy zostajemy już w mniejszym gronie, albo przy okazji, gdy opowiadamy ludziom, wówczas  wspomnienia ożywają. Ale jakby nie było, to zawsze przy tym porannym pacierzu myśl kieruje się do Ojca Świętego.

Kiedy Ojciec Święty pytał o sytuację polskiego rolnika, mówił Pan o trudach. Dzisiaj też nie jest rolnikom łatwo, a na polach nadal wiele kamieni…

– Nie czytałem „Chłopów” Reymonta, ale chyba kiedyś zawezmę się w sobie i przeczytam, bo słyszałem, że jest tam piękny opis, jak główny bohater, Boryna, kochał swoją ziemię. U siebie, jak byłem młodszy, tej miłości do ziemi nie miałem, ale teraz, kiedy jestem już trochę starszy, mam mniej sił, to tak mnie nieraz ciągnie w pola. Lubię traktorem przemierzać nasze pola. Choć człowiek tak nie wyjawia tej miłości do ziemi, to jednak ona tkwi w tym rolniczym sercu. Miłości do ziemi uczą mniejsze gospodarstwa, które nie są tak bardzo nastawione na zysk. Ziemia ma pozwolić nam normalnie, godnie żyć, pracować. Jak urośnie, mamy dobre plony, cieszymy się. Po zasiewach lubię obserwować, jak ziarno przechodzi swoje fazy, aby wystrzelić do nieba kłosem pełnym ziarna. To dzięki wizycie Ojca Świętego nauczyliśmy się bardziej ufać Panu Bogu. Nauczyliśmy się też dziękować za to, co z łaskawości Boga mamy. Bo zawsze coś tam ta nasza ziemia urodzi.

Kiedy dojeżdża się do Leszczewa, urzeka piękno przyrody, cisza i spokój…

– Ten nasz zakątek, nasza wieś jest jakby chroniona, czujemy Bożą opiekę, bo nawet jak słyszymy o nawałnicach, burzach, to jak już do nas dochodzą jakieś zjawiska atmosferyczne, to nie mają takiej mocy niszczenia. Niejeden człowiek ze wsi to zauważa. Kiedyś słuchałam audycji w Radio Maryja o krzyżach, że panowie w swoich majątkach stawiali krzyże, które miały chronić ich posiadłości. A w naszej wsi można by naliczyć około dwudziestu krzyży z kapliczkami. Te krzyże chronią nas i nasze gospodarstwa. Jak nasza wieś rozciągnięta jest takim kołem, to wszędzie można napotkać kapliczkę czy krzyż. A w maju, w każdą niedzielę i święta gromadzimy się na nabożeństwie majowym. Wszyscy przechodzimy od krzyża, do kapliczek, tak przez całą wieś w  modlitewnej procesji. U nas modlitwy prowadzą mężczyźni.         

Swoim dzieciom daliście mocny fundament wiary i miłości Matki Najświętszej. Ale dzisiejszy świat niszczy te wartości, wyśmiewa je. Jak wytrwać przy Bogu?

– Trudno nam podawać jakieś gotowe recepty. Na pewno trzeba się modlić. My codziennie modlimy się za nasze dzieci. Dzisiaj nasze dzieci są przy Bogu, ale nawet gdyby pogubiły się w życiu, odeszły od Boga, to uważam, że solidne fundamenty wiary, które od nas otrzymały, kiedyś pozwoliłyby im powrócić. Łatwiej wrócić do wiary, kiedy otrzymało się solidne korzenie. Na takich małych wsiach czy terenach, gdzie nie ma wielkiego przemysłu, to jeszcze ta nasza wiara jest żywa, zwyczajna. Drzewo morze zniszczyć wichura, ale jak ma korzenie zdrowe, to jeszcze się odrodzi i tak samo jest z wiarą. Już nasze dzieci pomału wchodzą w starszy wiek, te lata młodzieńcze, szalone pomału wyciszają się. Z każdym dniem nabierają doświadczenia i sami widzą, że jednak to jest właściwa droga. Może różnie się im jeszcze trafić w życiu, ale na pewno trudniej będzie im rzucić wiarę, Boga. Nasz najmłodszy ma już 24 lata i on już ma swoją drogę, na której się formuje, odbywa rekolekcje, ma swoje zobowiązania, modlitwy, wiem też, że prowadzi duchową adopcję dziecka poczętego. Starsza córka z mężem też pielęgnują wiarę. Widziałam, jak nieraz oboje klęczeli w tym pokoju, gdzie był Ojciec Święty i mówili pacierz. Przy drzwiach wisi naczynie ze święconą wodą, przypominam: idziesz do pracy, do szkoły, przeżegnaj się. Wieczorny pacierz prowadzimy po kolei, według wieku. To jest taki też obowiązek, że ten kto prowadzi, musi wszystkich zwołać do pacierza i pilnować wszystkich modlitw.

Ojciec Święty błogosławił Was i Waszą codzienność. Czym dla Was był ten gest?

– Może wcześniej nie uważałam tego jak teraz, że błogosławieństwo Ojca Świętego jest tak samo ważne, jak każde inne. Czy to będzie udzielone przez matkę i ojca nad dzieckiem, czy przez księdza podczas Mszy św. Nasz proboszcz po komunii świętej zwołuje wszystkie dzieci i błogosławi je. Ten krzyżyk, to błogosławieństwo, chroni przed złem, przed szatanem. To jest taka pierwsza obrona. Naszą codzienność, naszą rodzinę pobłogosławił Ojciec Święty i przyjęliśmy to jako szczególny dar. Dzisiaj, często błogosławimy nie tylko nasze dzieci, ale też i sami prosimy o błogosławieństwo. Ten mały gest uczyniony z wiarą chroni i umacnia w dobrym. Nie trzeba się go wstydzić.

Wizyta Ojca Świętego w naszym domu zapoczątkowała łańcuch zdarzeń, o których nikt z nas nie śmiałby nawet marzyć. Rozpoczęła się dla nas nadzwyczajna codzienność. Nadzwyczajna, bo naznaczona obecnością Świętego…

 Dziękuję za rozmowę

mr

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here