15 lutego 1941 r. Lotnisko Royal Air Force w Newmarket. Na brytyjskim niebie już dawno zapadł zmierzch, gdy o godz. 18.20 z płyty lotniska poderwał się do startu samolot wojskowy typu Whitley, pilotowany przez doświadczonego lotnika ppor. Fracisa Keasta. Maszyna miała przed sobą długi lot w kierunku wschodnim. Tnąc chmury nad okupowana Europą miała dotrzeć do punktu zaznaczonego na mapie w odległości 8, 5 km od Włoszczowej. Na pokładzie znajdował się cenny ładunek – pierwsi polscy skoczkowie spadochronowi, którzy do historii przeszli jako cichociemni.
Pomysł
Idea zorganizowania powietrznych przerzutów do Polski znajdującej się pod niemiecko –sowiecką okupacją, narodziła się już na przełomie 1939/1940 r. we Francji, gdzie pod kierunkiem Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego odtwarzano Wojsko Polskie. Z taką właśnie inicjatywą wystąpiło dwóch oficerów kpt. Jan Górski „Chomik” oraz kpt. Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, którzy opracowali dokumentację wskazującą na walory takich działań. Z jednej strony brak możliwości technicznych, być może wynikający z rezerwy Francuzów wobec polskich propozycji, z drugiej klęska Francji w czerwcu 1940 r. uniemożliwiła realizację ambitnej koncepcji. Powrócono do niej już w Wielkiej Brytanii, gdzie utworzono Oddział VI Sztabu Naczelnego Wodza, odpowiedzialny za łączność z Krajem. Sikorski spotkał się też z Kalenkiewiczem i w październiku 1940 r. wydał stosowne rozkazy. W praktyce oznaczało to zapowiedź tworzenia 1. samodzielnej brygady spadochronowej pod dowództwem płk. Stanisława Sosabowskiego. Rozpoczęło się także – w najściślejszej tajemnicy – wybieranie z poszczególnych polskich jednostek wojskowych w Wielkiej Brytanii osób, które po odpowiednim szkoleniu mogłyby zostać przerzucone do okupowanej Polski.
Szkolenie
Kandydatów na cichociemnych szukano wśród ludzi młodych, o wysokim morale i świetnej kondycji fizycznej, świadomych niebezpieczeństw i gotowych na podjęcie wielkiego ryzyka. Żołnierze wytypowani do szkolenia „znikali” ze swoich macierzystych jednostek na czas trwania kolejnych kursów. Gdy powracali, trudno było uzyskać od nich jakiekolwiek informacje. Ktoś ponoć zażartował, że przez tę niespotykaną tajemniczość i brak zaufania nawet do najbliższych zachowują się jak „cicho – ciemniacy”. Nie wiemy, czy rzeczywiście taka była geneza tego intrygującego określenia. Pozostaje jednak faktem, że we wrześniu 1941 r. określenie „cicho- ciemni” po raz pierwszy znalazło się w instrukcjach szkoleniowych.
Kursy w różnych specjalnościach (od saperów, przez łącznościowców, specjalistów w podrabianiu dokumentów, specjalistów w zakresie dywersji, walki wręcz itp.) odbywały się grupami po kilkanaście osób w pięciu ośrodkach szkoleniowych, zwykle usytuowanych na uboczu, z dala od narażania na niepotrzebne wścibstwo postronnych. Instruktorami byli przede wszystkim polscy oficerowie.
Lot próbny?
Samolot, który w lutym 1941 r. wystartował z lotniska w Newmarket, miał charakter lotu próbnego. Przecierał powietrzny szlak. Na pokładzie znajdowali się jednak rzeczywiści skoczkowie. Dwaj z nich to cichociemi – rtm. Józef Zabielski „Żbik” i mjr pil. Stanisław Krzymowski „Kostka”, Trzecim był kurier polityczny Czesław Raczkowski „Orkan” związany ze Stronnictwem Ludowym. Samolot leciał m.in. nad Niemcami, gdzie musiał umykać napotkanym myśliwcom wroga. Piloci zgubili drogę i ostatecznie zamiast w pobliżu Włoszczowej, zrzucili polskich spadochroniarzy niedaleko Cieszyna, 138 km od planowanego miejsca! Mimo to – choć z licznymi przygodami, przy stracie zawartości czterech cennych zasobników ze sprzętem – skoczkowie ostatecznie dotarli do miejsc przeznaczenia, włączając się w działalność Podziemnego Państwa Polskiego.
Jednak ciężkie doświadczenia tego pierwszego, kilkunastogodzinnego lotu o kryptonimie „Adolphus” sprawiły, że przez kolejnych 9 miesięcy loty zawieszono szukając bezpieczniejszych tras przerzutu.
„Wywalcz wolność lub zgiń!”
W czasie II wojny światowej zakwalifikowano ponad 2400 polskich żołnierzy na kurs cichociemnych. Ale tylko 605 ukończyło pełne szkolenie. Spośród nich 316 udało się najkrótszą drogą do okupowanej Polski, korzystając z 82 przelotów. Wśród nich jedyną kobietą – cichociemną była Elżbieta Zawacka „Zo”. Kilkunastu uczestniczyło w walce poza Polską – we Francji, Grecji, Albanii, Jugosławii, we Włoszech.
Miarą ich męstwa niech będą inne liczby: 112 zginęło w walce, bądź w katowniach gestapo, NKWD, UB; 221 uhonorowano Virtuti Militari; prawie 600 razy przyznano im Krzyż Walecznych! Służyli w łączności, dywersji, w oddziałach partyzanckich, w sztabach Armii Krajowej, w ramach struktur legalizacyjnych. Walczyli w Powstaniu Warszawskim. Byli żołnierzami Związku Odwetu, „Wachlarza”, Keydwu. Szkolili innych w walce dywersyjnej. Stali się legendarną formacją uczestników walk o suwerenną Polskę.
Cichociemni wiernie wpisali się w etos bojowników o wolność, którego hasłem przewodnim było: „Wywalcz wolność lub zgiń!”.
Waldemar Brenda