Polski krótkometrażowy film rysunkowy „Schody” (Stairs) z 1968 roku, zrealizowany przez Stefana Schabenbecka trwa trochę dłużej niż 7 minut i jest bardzo udaną parabolą na temat dążenia człowieka do doskonałości. Nieustannego wspinania się, podążania do góry, wciąż przed siebie. Człowieczek ten, idąc za strzałką z napisem „schody”, wciąż błądzi w labiryncie mniejszych lub większych stopni, zawiłych i prostych, ale w większości stromych schodków. Droga prowadzi przeważnie w górę, ale czasami trzeba też skierować się w dół. Człowieczek idzie wytrwale we wskazanym kierunku, ale z biegiem czasu dopada go zmęczenie, smutek i zniecierpliwienie. Jego kroki są coraz wolniejsze i coraz krótsze. Pierwotny zapał, który towarzyszył mu na początku drogi, został zmieniony w znużenie. Widać, że jest on coraz bardziej rozczarowany podróżą i drogą, jaką obrał. Pojawia się zmęczenie. Ostatkiem sił dochodzi do jednego ze szczytów, pada z wyczerpania i okazuje się, że sam staje się jednym… z kolejnych schodów.
Schody do ludzkiego życia
Wielu z nas nadal chce piąć się w górę, a tymczasem rzeczywistość wymusza od nas trwanie w miejscu. To symboliczne, bo ludzkość zatrzymała się nie tylko z powodu koronawirusa. Od dłuższego czasu bowiem wielu z nas przeczuwało, że coś jest „nie tak”, że świat idzie w „złym kierunku”, że „tak dalej być nie może”. Pandemia, która towarzyszy naszemu życiu, zatrzymała świat i jednocześnie stała się nieznośna dla codziennego życia. Czujemy podskórnie, że staliśmy się niewolnikami we własnym świecie i jednym z elementów układanki, której na imię Życie. I mimo, że odczuwamy to w sercu i wewnątrz naszych myśli, trudno nam zdefiniować uczucie, które towarzyszy naszej codzienności. Wszędobylska technologia miała dodać nam „skrzydeł” i pokazać nowe lepsze życie, a tymczasem zabrała nam coś najcenniejszego. Zabrała nam nie tylko wolność, która jest jednym z najcenniejszych darów, jakie człowiek posiada, ale także nasz drogocenny czas, bo przecież to on odlicza nasze dni, tutaj na ziemi. Co zatem jeszcze zabrała nam technologia? Mistrz paradoksu Bernard Shaw (1856-1950), podczas dyskusji nad jej rozwojem we współczesnym świecie, powiedział: „Teraz, kiedy nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki i pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam już tylko jednego: byśmy się nauczyli żyć na Ziemi jak ludzie…”
Świat technologii i gesty ludzkiej życzliwości
Technologia, która jest obecna w naszym codziennym życiu, wywiera na nas zachowania, które były obce naszym ojcom i matkom, i to niespełna dekadę temu. Telefon komórkowy jest naszą „trzecią” rękę, bez której nie potrafimy funkcjonować, bo gdy tylko odłożymy go na stół, od razu pojawia się w nas nieokreślony lęk. Czegoś nam brakuje. Nie tylko w naszej ręce, ale i w naszej głowie. Powstały lęk przed nie byciem on-line wywołuje w nas niepokój i frustrację. Taki wewnętrzny niepokój, który nie pozwala nam normalnie żyć i rozmawiać z ludźmi. Nie tylko z naszymi najbliższymi, ale i z sąsiadem, czy jakąkolwiek napotkaną osobą w sklepie czy muzeum, do którego zresztą coraz rzadziej chodzimy. Brakuje uśmiechu na naszej twarzy. Brakuje życzliwości, przebaczenia, ale też radosnych, pełnych nadziei oczu. Brakuje gestu przywitania, podania ręki oraz postawy otwartości. Towarzyszy nam – tak, jak uzależnionemu od narkotyków, alkoholu, czy innych używek – wpatrywanie się w monitory naszych komórek i komputerów, telewizorów, czy Internetu, gdzie szukamy tego, co mamy na odległość ręki.
A wystarczy podnieść głowę i popatrzeć drugiej osobie w oczy, bo tam mamy wszystko, co jest nam potrzebne do życia. Gest miłosierdzia, którym obdarzamy i jesteśmy obdarowywani, pozostaje nie tylko w naszej głowie, ale i pamięci do końca naszego życia. Miłosierdzie nie zagląda do Internetu, aby nauczyć się, jak ma funkcjonować, bo wie, że to marnowanie swojego życia. Jezus nauczył swoich uczniów, co mają robić, aby nie stracić życia na tej ziemi. Gesty miłości wynikającej z miłosierdzia względem potrzebujących uczyły apostołów wiedzy nie teoretycznej, ale praktycznej. Język prawa został zamieniony na język miłości bliźniego. Teorię zastąpiła praktyka uczynków miłosierdzia i pochylenia się nad człowiekiem.
Serce prawe
Nasze serca pod wpływem działania Jezusa również zmieniają się. Patrzymy na świat nie tylko z perspektywy przestrzegania prawa, ale w to prawo wkładamy ludzkie serce: uczucia i emocje, a zwłaszcza miłosierdzie. Znamy historię świata i wiemy, że tam, gdzie tego miłosierdzia nie było, wkradał się kolejny grzech, a przede wszystkim śmierć. Pod płaszczykiem prawa i sprawiedliwości postrzeganego tylko z własnego punktu widzenia robiono wiele krzywd, które tylko pogłębiały napięcia, nienawiść i zniszczenie.
Tymczasem, praktykując czyny miłosierdzia wypływające z naszego dobrego i uformowanego przez Boga serca, możemy być otwarci na to, co przynosi nam codzienność. Stanisław Jerzy Lec napisał, że „ziemia to kropka pod znakiem zapytania”, a my wierzymy, że to Bóg jest tym, który tą ziemią zarządza i daje jej istnienie. Człowiek pyta, a Bóg odpowiada. Tylko kiedy ostatnio ten człowiek wsłuchał się w Niego? On nie przychodzi w wichrze, trzęsieniu ziemi ani w ogniu, ale łagodnym delikatnym powiewie wiatru. Tak jak Eliasz, świat musi zatrzymać się i wsłuchać się w ten powiew, który nie jest kolejną technologiczną nowinką, ale głosem sumienia, które, jeśli wybrzmi ponad egoizm człowieka, może przemienić ten świat na lepszy.
Prawo bez serca
Niestety człowiek, nawet ten bardzo wierzący, chce zawsze po swojemu wprowadzać normy i zasady, które w końcu obracają się przeciw niemu samemu. Bo jeśli prawo nie bazuje na prawach natury, to potem – wcześniej czy później – wychodzą z tego mniejsze lub większe nieszczęścia i kłopoty. Jeśli człowiek chce układać świat bez Pana Boga, tylko tak na swoje rozumowanie i na własną rękę, wierząc w to, że jest „bogiem tu na ziemi”, to wtedy kończy się to „ tak jak zawsze”, czyli jego upadkiem, czy też poranieniem wielu ludzi wokół niego. Rozdział w temacie „ludzkiej pychy” człowiek już przerabiał w Raju, gdzie chciał wprowadzić nowe zasady i jak to się skończyło, to doskonale wiemy.
Każde prawo wymierzone przeciw człowiekowi, jeśli jest nieprzemyślane i wymierzone bez wiedzy, rozumu i serca, stanie się osądem, który zniszczy każde napotkane ludzkie życie. Tymczasem, idąc za sentencją Dale’a Carnegie’go warto pamiętać, że „szczęście nie zależy od warunków zewnętrznych. Zależy ono od warunków wewnętrznych”. A czym one są w rzeczywistości? W liście do Rzymian (13, 8-10) dostajemy wyjaśnienie relacji prawa do serca i serca do prawa: „Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne – streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego! Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa”.
Obyśmy każdego dnia formowali nasze prawe serca na wzór prawego serca Jezusa. Oczywiście nie w znaczeniu umiejscowienia tego serca w klatce piersiowej, ale przede wszystkim pod względem jego funkcjonowania w relacjach z ludźmi i w codziennym życiu społecznym, gdzie doświadczamy i sami wyrażamy sercem nasze współczucie, miłość, serdeczność i empatię. Warto zatem pamiętać, że „prawo bez serca niesie śmierć, zaś serce prawe niesie życie”. Prawo powinno służyć człowiekowi, gdy jest oparte na prawdzie. Tam, gdzie jest kłamstwo, tam prawo służy do zniszczenia człowieka. Takie prawo staje się wtedy narzędziem służącym do niszczenia drugiej osoby i do jej unicestwienia.
Warto pamiętać, że tak zmanipulowane prawo dziś obraca się przeciwko drugiemu, ale kiedyś „jak bumerang” wróci i może być użyte przeciw nam samym. Manipulowanie prawem dla własnej korzyści jest mieczem obosiecznym. Oba ostrza są bardzo ostre i dzisiaj dosięgają wroga, ale jutro mogą zadać nam samym śmiertelny cios. Tylko prawo, uczciwie użyte z głębokości dobrego serca może służyć człowiekowi dla jego dobra. To prawo, które jest narzędziem zniszczenia drugiej osoby zawsze zbierze śmiertelne żniwo.
Zadanie domowe z miłości
Dziś praktycznie na całej kuli ziemskiej ludzie poszukują energii potrzebnej do życia: węgla, ropy, gazu, energii słonecznej, atomu itp. Tymczasem rzadko kiedy człowiek podejmuje się badań, systematycznych badań, nad największą energią, jaką posiada Ziemia, nad ukrytą w sercu człowieka energią miłości. Tylko systematyczna praca nad tą energią, umiejętne ukierunkowanie tej energii, może przynieść człowiekowi, już tu na Ziemi, początek szczęścia. Aby tak było, potrzebne jest przebudzenie człowieka. Może tak, a może nie – „czas pandemii” to takie właśnie przebudzenie nas ze snu, w jakim ostatnio żyliśmy, gdzie bez miłosierdzia wykorzystywaliśmy serce naszej „Matki Ziemi”, która jak pisał Cyceron (Marcus Tullius Cyceron) „nigdy nie oddaje bez procentu tego, co otrzymała”. Co jej zgotowaliśmy? Co jej daliśmy? Co dziś otrzymujemy? To pytania, na które warto sobie odpowiedzieć nie jutro, ale już dzisiaj!
ks. Mariusz Han SJ