Świadectwo 32
Dziękuję Bogu i Niepokalanej za to, że na moim pielgrzymim szlaku prowadzącym do wieczności spotkałem sp. ks. prałata Kazimierza Hamerszmita. Był to wprawdzie krótki etap, ale jakże niezapomniany. […]
Kapłańskie serce ks. Kazimierza zmęczone łagrami i innymi miejscami odosobnienia, ścierane zdrowie i siły w wierności poleceniom Mistrza odnośnie obfitego połowu dusz do wiecznej szczęśliwości – zapragnęło odpoczynku! Z pewnością sam Mistrz Jezus Chrystus pospieszył na spotkanie umiłowanego Syna i Kapłana.
I któż byłby bardziej godny korony świętości, aniżeli niezapomniany śp. ks. Kazimierz Hamerszmit? On sam odnalazł mnie wśród grzeszników, prosił o książki, które pisałem, cieszył się naszą działalnością, popierał ją swoim konsekrowanym, kapłańskim sercem. Namówił proboszcza parafii św. Aleksandra w Suwałkach, by zaprosił mnie do wygłoszenia prelekcji w temacie obrony wiary przed doktryną Strażnicy świadków Jehowy. Wysoko ocenił moje wystąpienie, skłaniał innych kapłanów diecezji do zapraszania mnie z podobnym słowem. […]
Ks. Prałat Kazimierz Hamerszmit – jaki pozostanie w mojej pamięci na zawsze!
Kilkakrotnie miałem to szczęście przebywać w gościnnych progach ks. Prałata, z racji głoszenia słowa w Suwałkach lub będąc przejazdem do innych parafii. Zawsze zapraszał przy pożegnaniach i gorąco witał ponownie. Jego osobowość promieniowała na otoczenie. W postawie tego Kapłana odczuwało się głęboki pokój duszy. Skłaniało to, aby słów którymi się dzielił, opisując własne przebyte odcinki drogi do wieczności, można było słuchać w nieskończoność. Nie trzeba było być wykwalifikowanym psychologiem, aby zauważyć ustawiczny uśmiech i dobroć jego twarzy. […] Ten uśmiech był nad podziw naturalny,
niewymuszony. To sprawiało, że słuchając, zapominało się o czasie.
Żałuję bardzo, że tamte opowiadania nie zostały utrwalone na dyktafonie. Żałuję, że nie robiłem notatek z tych wspaniałych i heroicznych wspomnień ks. Kazimierza. […]
Nigdy, głodny nie opuściłem mieszkania ks. Kazimierza, nigdy nie wyszedłem bez kapłańskiego błogosławieństwa i wsparcia finansowego naszej działalności.
Śp. ks. Kazimierz Hamerszmit miał ogromne serce napełnione po brzegi miłością i dzielił się nim ponad określone normy.
Opowiadał, jak to władze niemieckie, nie pamiętam w jakich okolicznościach, usiłowały nakłonić Księdza Kazimierza do przyznania się do narodowości niemieckiej, z tytułu brzmienia jego nazwiska.. oświadczył zdecydowanie, że był, jest i pozostanie Polakiem.
Utkwiła mi mocno w pamięci opowieść Księdza o Jego Matce, która swoją postawą dobroci i umiejętnym kierowaniem wprowadziła Go na właściwą Bożą ścieżkę. Gdy opowiadał o swojej Matce, na Jego twarzy pojawiał się uśmiech, zwłaszcza gdy uwidaczniał troskę Matki o duchowy stan Syna, którego korespondencję nieraz odczytywała i nanosiła własną, wg Księdza, słuszną korektę. […]
Nie zapomnę też opowiadania, w którym odczytałem heroizm i absolutne oddanie oraz zawierzenie Bogu. Jak bardzo Go kochał, tęsknił za niebem, bał się obrazić Boga grzechem nieczystości. Będąc w obozie […], złożył na ręce Niepokalanej gorącą, osobistą prośbę: „Niepokalana Matko! Jeżeli kiedykolwiek w życiu miałbym nie dotrzymać przysięgi czystości Kapłańskiej – spraw, bym żywy z obozu nie wyszedł..”
Wg mnie, takie słowa prośby skierowane do Królowej Apostołów mógł wypowiedzieć w obozie śmierci tylko Boży GIGANT. Te słowa Kapłana „Giganta” wstrząsnęły mną do głębi. Jako 15-letni chłopiec przebywałem również w hitlerowskim obozie pracy, ale jak pamiętam, moim pragnieniem jedynym było przekroczyć próg niewoli.
Wierzę w świętych obcowanie i chociaż jestem grzesznikiem, wierzę, że świętość ks. Prałata Kazimierza Hamerszmita nie spocznie na laurach nieba, lecz nasza współpraca ziemsko-niebiańska zostanie scementowana, udoskonalona na Chwałę Boga Zbawiciela i Jego Niepokalanej Matki.
Tadeusz, Warszawa 1998