Podczas Światowych Dni Młodzieży w Panamie padło wiele pięknych słów. Wśród nich można odnaleźć ważne przesłanie dla „obsługi naziemnej” Królestwa Bożego: kapłanów, osób konsekrowanych, i „ludzi Kościoła.” <<Dla naszej wyobraźni, kompulsywno-wydajnościowej, stosunkowo łatwe jest rozważanie i nawiązanie komunii z działalnością Pana, ale nie zawsze potrafimy, czy możemy rozważać i towarzyszyć „trudom Pana”, jakby to nie była sprawa Boga>> – usłyszeliśmy z ust papieża.
Jezus jest zmęczony
Ostatnio, kilku kapłanów wzięło roczny urlop od pracy duszpasterskiej. Określane jest to mianem „roku sabatycznego.” Wśród nich znajdują się również księża młodzi. Statystycznie rzecz ujmując, jest to zjawisko marginalne. Jednak jeszcze kilka lat temu już samo rozważanie takiego czasu odpoczynku odczytywane było w kategoriach jakiegoś kryzysu. Dzisiaj, w kontekście prędkości przemian w świecie, w którym żyjemy, inaczej też reagujemy na pewne decyzje księży. Można by powiedzieć, że zmęczenie jest jakimś wspólnym mianownikiem społeczeństw rozwiniętych.
Nawiązując do spotkania Jezusa z Samarytanką, następca św. Piotra zauważa: „Nie sposób ogarnąć wszystkich sytuacji wypalania się życia osób konsekrowanych, ale we wszystkich odczuwamy pilną potrzebę znalezienia studni, która mogłaby zaspokoić i ugasić pragnienie i zmęczenie przebytej drogi. Wszystkie domagają się, jak milczące wołanie, jakiejś studni, od której można zacząć od nowa.” Jest też jakiś rodzaj zmęczenia, który nie jest Boży: „które rodzi się w obliczu przyszłości, kiedy rzeczywistość „wymierza policzki”, i podważa siły, środki i wykonalność misji w tym tak zmieniającym się i stawiającym pytania świecie. Jest to zmęczenie paraliżujące. Rodzi się z patrzenia w przyszłość, nie wiedząc, jak zareagować na intensywność i niepewność przemian, które przeżywamy jako społeczeństwo. Zmiany te wydają się nie tylko podważać nasze formy wyrazu i zaangażowania, nasze zwyczaje i stosunek do rzeczywistości, ale w wielu przypadkach kwestionować samą możliwość życia zakonnego we współczesnym świecie. I nawet prędkość tych zmian może doprowadzić do obezwładnienia wszelkich decyzji i opinii, a to, co było znaczące i ważne w innych czasach, wydaje się nie mieć już miejsca.” Papież też wskazuje na przyczynę owego zniechęcenia: „Znużenie nadziei rodzi się ze świadomości Kościoła zranionego swoim grzechem, który wiele razy nie potrafił usłyszeć licznych wołań, w których kryło się wołanie Nauczyciela: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27,46). W ten sposób możemy przyzwyczaić się do życia ze znużoną nadzieją w obliczu niepewnej i nieznanej przyszłości, a to sprawia, że powstaje miejsce, aby w samym sercu naszych wspólnot zadomowił się szary pragmatyzm. Wszystko wydaje się postępować normalnie, ale w rzeczywistości wiara niszczeje i się rozkłada. Zawiedzeni rzeczywistością, której nie rozumiemy lub w której uważamy, że nie ma już miejsca dla naszego projektu, możemy nadać „obywatelstwo” jednej z najgorszych możliwych herezji naszych czasów: myśleniu, że Pan i nasze wspólnoty nie mają nic do powiedzenia czy dania temu nowemu rodzącemu się światu (por. Adhort. ap. Evangelii gaudium, 83). A wówczas zdarza się, że to, co pewnego dnia zrodziło się jako sól i światło świata, w ostateczności oferuje swoją najgorszą wersję.”
Kościół zraniony swoim własnym grzechem
Czasem wydaje się, że już nic nie można zrobić, nie można pewnych sytuacji nie tylko naprawić, ale i nazwać ich po imieniu i to najbardziej podcina skrzydła. Rodzi się pragmatyzm, którego myślą przewodnią jest: „aby jakoś było.” Pewna cykliczność duszpasterska wymusza działanie, które i tak pochłania czas i energię, ale nie daje tego, co obiecuje: radości powołanego i tych, do których ktoś jest posłany. Te liczne wołania, o których wspominał w swojej homilii biskup Rzymu to nie tylko głos ludzi krzywdzonych przez duchownych, ale to głos samych duchownych, sióstr zakonnych, czy zaangażowanych ludzi świeckich, którzy niejednokrotnie doświadczają samotności, będąc we wspólnotach. Pewnym znakiem czasu jest też poziom wyalienowania człowieka, który znalazł alternatywę dla raniących go relacji w różnego rodzaju światach wirtualnych. Także i osoby, które mają za sobą wieloletnią formację mogą w pewnym momencie stwierdzić, że noszą „puste dzbany nieudanych miłości” i boleśnie odkryć, że „że nie każde słowo może pomóc w odzyskaniu sił i proroctwa w misji.” Zmęczony Jezus wołał:” Daj mi się napić”, a na krzyżu „pragnę!” także w imieniu tych, którzy próbują ugasić pragnienie trucizną. Dla wielu z nas potrzebny jest czas regeneracji – czyli nowego stworzenia, powstania z martwych uczynków, by szukać żyjącego Boga nie „wśród umarłych”, ale wśród żyjących Bogiem.