Najczęściej to my – księża mówimy innym o wielkiej godności kapłana, do której zostaliśmy powołani „bez żadnych naszych zasług.” Mówimy o tym z ambony, w konfesjonale, w kancelarii parafialnej, podczas żarliwych dyskusji – najczęściej o zabarwieniu politycznym „u cioci na imieninach.” Kiedy jest taka potrzeba zakładamy koloratkę jak maskę, kiedy idziemy do urzędu, zatrzymuje nas policja, idziemy do lekarza. Kiedy zaś idziemy się „zabawić z przyjaciółmi”, to koloratka pasuje do okoliczności jak „filce do garnituru.” Nie o koloratce tutaj mowa, ale o naszej kapłańskiej godności, o której w pewnych okolicznościach niektórzy spośród nas chętnie mówią, ale tak naprawdę w nią nie wierzą. Można zdjąć koloratkę i sutannę zawiesić na wieszaku – co jednak z naszą kapłańską tożsamością? Czy ją też można zdjąć lub czasowo „zawiesić”?
„Ataki na Kościół” przypominają nam, kim jesteśmy
O czym mówią nam dziennikarze opisujący skandale z naszym udziałem? Wiele z nich jest autentycznie złośliwych i niewiele jest troski o naszą wspólnotę. Niektóre artykuły, przekazy mają kontekst polityczny i nieprzypadkowo pojawiają się w tym a nie innym przedziale czasowym. Niemniej jednak odzwierciedlają albo próbują wzbudzić słuszne oburzenie ludzi wierzących na konkretne zachowania duchownych właśnie dlatego, że są świadomi, kim jesteśmy i pytają nas stojących po drugiej stronie ołtarza, czy my także o tym pamiętamy. Naprawdę bardzo źle by było, gdyby nagle ludzi „przestało to ruszać”, a media przestałyby reagować. Zostalibyśmy pozostawieni sami sobie z naszym grzechem w złudnym przekonaniu, jacy to jesteśmy wspaniali. Tymczasem, o czym mówią tytuły medialne? O dystansie zbyt wielkim pomiędzy tym, co sobą reprezentujemy a naszym życiem, o hipokryzji, którą faryzeuszom wytykał Jezus: „mówią, a sami jednym palcem dotknąć nie chcą ciężarów, które na innych nakładają” (por. Mt 23). Kiedy mówimy, że to jest nasza słabość, że w grzeszności niczym nie różnimy się od ludzi świeckich – oni sami nam przypominają: to jest prawda, ale drugą stroną medalu jest fakt, że to sam Jezus nas wybrał. Świadomość wybrania ma służyć jako dźwig, który nas księży podnosi, kiedy upadamy a najmniej użyteczna jest w walce o utrzymanie status quo – nie może być orężem, którym posługujemy się jak armatą w pacyfikowaniu świeckich. Ta błogosławiona świadomość wybrania jest naszą bronią w czasie pokusy i ochroną przed własnym egoizmem i narcyzmem. Świadomość wybrania koi poczucie winy, kiedy perfekcjonizm mówi: nie jesteś wystarczająco dobry, mogłeś się bardziej postarać. Ona ukazuje nam Boga, który w zupełności powinien nam wystarczyć. Dlatego, kiedy słyszę, że wytykana jest jakiemuś duchownemu chciwość, nieuczciwość – to myślę, że dobrze jest, że kogoś to boli, ktoś się tym oburza. Jeszcze ze światem nie jest tak fatalnie. Kiedy widzę, że poddawana jest w wątpliwość nasza kapłańska wierność przysiędze celibatu, uświadamiam sobie, że dojrzałość w ogóle a szczególnie w tak delikatnej sferze życia osiąga się poprzez trwanie w Bogu pomimo wielu upadków i rozczarowań. To, jak wyrażamy naszą seksualność, mówi dużo, kim naprawdę jesteśmy – jak traktujemy Boga, siebie i drugiego człowieka. Nie da się jej oddzielić od kontekstu życia.
Jest wiele świetlanych przykładów osób Bogu poświęconych, pięknie przeżywających swoje życie w wymiarze duchowym i ludzkim. Kiedy o nich słyszę lub czytam, też odkrywam wielkość mojego powołania. Tymi przykładami jednak nie można kneblować ust oburzonym ludziom, bo po pierwsze neutralizujemy wartość tych pięknych postaw, a po drugie „może się okazać, że walczymy z Bogiem.” (por. Dz. 5,39)
„Poznaj swoją godność!”
Rok duszpasterski pod hasłem Tajemnica wiary skłania nas – osoby duchowne do podjęcia refleksji nad tajemnicą naszego wybrania. Nie jesteśmy jakąś samozwańczą, hermetyczną, nietykalna kastą, ale bardziej niż inni jesteśmy zaproszeni do tego, by być chrześcijanami tzn. Chrystusowymi. Św. Leon – papież wzywał do tego słowami: „Poznaj swoją godność, chrześcijaninie”, a następnie dodawał: „Stałeś się uczestnikiem Boskiej natury, porzuć więc wyrodne obyczaje dawnego upodlenia i już do nich nie powracaj. Pomnij, jakiej to Głowy i jakiego Ciała jesteś członkiem. Pamiętaj, że zostałeś wydarty mocom ciemności i przeniesiony do światła i królestwa Bożego.” Zanim z ambony w kościele będę wołać poznaj swoją godność – by być wiarygodnym i przekonywującym, uklęknę w pustym kościele i nad moją godnością się zadziwię. Taka refleksja mnie osobiście podnosi, motywuje, napełnia radością i nadaje blask codzienności.
I tylko czasem, żeby nie było tak słodko, przypomina mi się przesłanie Pana Cogito zaklęte w słowach Zbigniewa Herberta:
„strzeż się jednak dumy niepotrzebnej
oglądaj w lustrze swą błazeńską twarz
powtarzaj: zostałem powołany – czyż nie było lepszych.”
ks. Przemysław Zamojski