Strona główna I. Formacja SERCA BUDOWAĆ WSPÓLNOTĘ Tym, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą (2)

Tym, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą (2)

980
0

Ewangelia nie rezerwuje miejsca tylko ideałom

Często padają pytania: No dobrze, pięknie to brzmi, ale jak to przyjąć? Chodzę do Kościoła, modlę się, ale nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem, a te Słowa z Ewangelii może i się wypełniają, ale są zarezerwowane dla jakiś wyjątkowych, wybranych ludzi.

W tym momencie z odpowiedzią przychodzi nam Jezus. „Tym, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą”. Kluczem jest wiara, która nie jest tylko zbiorem nakazów, zakazów, które trzeba przestrzegać i wypełniać, żeby podobać się Bogu. Wiara jest relacją z żywą Osobą, która czuje, myśli, kocha, pragnie być kochana, chce ze mną rozmawiać, dzielić się ze mną Swoimi pragnieniami. Św. Paweł pisze, że wiara rodzi się ze słuchania. Żeby usłyszeć, potrzeba się zatrzymać i ofiarować to, co najcenniejsze: CZAS. Czas jako przestrzeń, w której jestem cały dla Kogoś. Tylko wtedy można się spotkać i doświadczyć prawdziwego bogactwa spotkania. Słowa, które padają podczas tego spotkania, stają się jak list miłosny, który czytasz tysiące razy i ciągle każde zdanie jest świeże, nowe. Odciskają się one głęboko w sercu i stale myślisz o Osobie, która ten list napisała. W końcu zaczynasz żyć tylko dla Niej.  Wtedy już nie ma tylko moich decyzji, ale są wspólne. Dla mnie wiara to jest właśnie takie życie. Życie z Bogiem. To współdzielenie codzienności. Wspólne przeżywanie radości, smutków i moich niedomagań. Z tego współprzeżywania rodzi się zaufanie do Jego Słowa, które towarzyszy mi w ciągu dnia. Każdy taki dzień składa się z wielu małych rzeczy, małych spotkań, które niosą za sobą wielkie bogactwo i kilkoma chciałbym się tutaj z Wami podzielić:

Przyszliśmy przypadkiem, dostaliśmy cud w prezencie

W ubiegły pierwszy piątek miesiąca mieliśmy szczęście uczestniczyć w nabożeństwie uwielbienia Pana Boga z modlitwą o uzdrowienie. Pragniemy złożyć świadectwo, lecz nie możemy tego zrobić osobiście z racji odległego miejsca zamieszkania i liczymy na to, że zostanie ono przeczytane w najbliższy piątek.

Jesteśmy małżeństwem od 11 lat i mamy dwójkę kochanych dzieci. W Ełku byliśmy pierwszy raz, na krótkim urlopie. Nie planowaliśmy tu wakacji, znaleźliśmy się w tym mieście raczej z przypadku, lecz teraz wiemy, że to nie był przypadek – tak chciał Bóg. Kiedy zobaczyliśmy plakat z informacją o nabożeństwie, zdecydowaliśmy się wziąć udział.

Tym razem oboje z mężem modliliśmy się w tej samej intencji – o uzdrowienie naszego 5-letniego synka. Nasza młodsza pociecha od półtora miesiąca chorowała i wraz z lekarzami nie potrafiliśmy znaleźć przyczyny. Synek skarżył się ciągle na bóle brzucha, miał okresowe biegunki, brak apetytu, stany podgorączkowe na zmianę z wysoką gorączką. Lekarze zlecili wykonanie wielu badań lub hospitalizację, ponieważ, jak powiedzieli, synek cierpi, lecz nie wiadomo na co, ale najprawdopodobniej przyczyną jest jakaś groźna bakteria. Niestety, badania nie dawały odpowiedzi. Na nabożeństwo pierwszopiątkowe [w ełckiej katedrze – przyp. ŁP] synek przyszedł z wielkim bólem brzucha, z płaczem.

W czasie Mszy św. mąż chciał pomóc ledwo co chodzącemu z bólu synkowi i pojechał z nim na pogotowie, a ponieważ nie znał miasta, trafił na oddział dla dorosłych. Odesłano ich do szpitala dziecięcego. Mąż zakomunikował synowi, że najprawdopodobniej będą musieli zostać w szpitalu na oddziale, lecz malutki sam poprosił, żeby jeszcze na chwilkę wrócić do kościoła i jeśli nie ustąpi ból, to wtedy pojadą na pogotowie.

Synek usnął na rękach i spał do końca modlitwy. Dodam, że podczas modlitwy prowadzący ją kilkukrotnie prosił o podniesienie ręki przez osobę, która przyszła z dużym bólem i ból już ustąpił, natomiast samo uzdrowienie będzie jeszcze trwało kilka dni. Nikt ręki nie podnosił. Stało się to, czego z serca pragnęliśmy. Syn po obudzeniu był zupełne innym dzieckiem – żywiołowym, radosnym, niepamiętającym o tym, że go coś bolało. Podczas modlitwy o uzdrowienie poczułam po raz pierwszy w życiu delikatne ciepło, mąż natomiast odczuł w jednej chwili, jakby ktoś zrzucił z niego jakiś ciężar. Teraz wiemy, że to Pan Jezus był obok i uzdrawiał nasze dziecko. Przez 5 kolejnych dni po tym nabożeństwie nasz synek jeszcze gorączkował i miał regularne biegunki, aż choroba odeszła w niepamięć. Kolejne wykonane badania nadal nic nie pokazały, a nasze dziecko od 4 sierpnia [od dnia modlitwy w katedrze – przyp. ŁP] nie wspomniało o bólu brzucha, który bolał przez ponad 1,5 miesiąca. Od 10 sierpnia nie miał też gorączki ani stanów podgorączkowych, ustąpiły też biegunki. Teraz już wiemy, że to nasz syn powinien wtedy podnieść rękę, lecz on w tym czasie spał. Wiemy też, że nie przez przypadek nie pojechaliśmy nigdzie indziej na wakacje, a znaleźliśmy się na krótkim urlopie u znajomych właśnie w Ełku. Pan Bóg chciał w Waszym kościele dokonać tego cudu, abyśmy mogli głosić Jego chwałę. (…) Chwała Panu! [świadectwo nadesłane do parafii katedralnej w Ełku w 2017 roku]

„Proszę pani, to cud! Nie ma złośliwego nowotworu!” Potem zdarzył się jednak dla mnie jeszcze większy cud.

Mam na imię Marta, mam 40 lat, jestem żoną i mamą dwóch córek. Jestem też osobą, którą Bóg odnalazł, a ja pozwoliłam się Jemu pokochać. Choć religia chrześcijańska towarzyszyła mi od dzieciństwa, była też tradycją przekazywaną w moim rodzinnym domu, to przez długi czas szłam drogą obok, jako obserwator, ewentualnie uczestnik niedzielnych lub świątecznych Eucharystii. Moje życie układało się raz lepiej, raz gorzej i polegając na sobie i na innych ludziach, po prostu jakoś się toczyło. Gdy dziś myślę, co było takim przełomem, myślę, że przede wszystkim „przypadkowo” spotkani ludzie, którzy otwarcie mówili o swojej relacji z Bogiem. Zachwycało mnie to, wzruszało, zastanawiało, ale zawsze sobie myślałam, że to i tak nie dla mnie, że ja nie potrafię. Bóg jednak zawsze ma najlepsze plany i w trakcie już trwania tej znajomości przyszła moja fizyczna choroba. Nagle, z dnia na dzień dowiedziałam się o zmianie nowotworowej szczęki. Wiem, że gdy nie staniemy w jakiejś sytuacji, zawsze możemy sobie jedynie wyobrażać, jak może czuć się osoba w danej sytuacji. Ja wtedy poczułam się tak, jakbym miała już zaplanować niemalże kilka miesięcy mojego życia, przygotować na dalsze życie mojego męża i dzieci, którzy niedługo zostaną sami. Oczywiście, że wtedy nawet przez głowę mi nie przeszło: Boże ratuj mnie! Bardziej były ciągle pytania: Boże, dlaczego ja, dlaczego teraz, mam małe dzieci, czemu mi to robisz?

Miałam umówioną wizytę na pobranie wycinka kości. Zadzwoniła do mnie znajoma, ta właśnie, co tak wierzyła w Boga… Było mi miło ją słyszeć, spytała, czy bym nie chciała przyjechać na mszę z modlitwą o uzdrowienie. Msza była dzień przed wizytą, pomyślałam sobie: czemu nie, przecież to nie zaszkodzi… Msza św. i adoracja w kościele Opatrzności Bożej w Ełku były piękne, niemal całe przepłakałam i słyszałam w uszach tylko jedną pieśń: „Ukochałem cię odwieczną miłością”. Uczepiłam się tego zdania i trwałam w nim na modlitwie. Nie miałam odwagi podejść do osób modlących się indywidualnie nad osobami, ale po skończeniu całości, znajoma zawołała mnie i pomodlono się także nade mną. Wtedy pierwszy raz poprosiłam Boga o uzdrowienie. Potem była wizyta, pobranie wycinka, czekanie na wyniki i dramat. Potwierdziły się opinie lekarzy o zmianie nowotworowej, decyzja: operacja usunięcia części kości.

Co będzie dalej? Wszystko zależało od tego, jak powiedzie się operacja. Jadąc wtedy do szpitala, zabrałam ze sobą Pismo Święte. Nie żebym nagle uwierzyła, ale takie miałam pragnienie i zapewnienie mojej znajomej, że wciąż poleca mnie w modlitwie. Bałam się, ale miałam w sobie ogromny spokój. Nie umiem dziś tego wytłumaczyć. Operacja się odbyła, potem był tydzień w szpitalu i wyjście do domu z oczekiwaniem na wyniki. W międzyczasie zaczęłam bardzo usamodzielniać swoje dzieci i uczyć je wszystkiego tak, jakby coś…choć one nie wiedziały, co się tak naprawdę działo. Cała ta sytuacja bardzo odbiła się na naszej rodzinie.

Wyznaczony dzień na zdjęcie szwów – jedziemy, możliwe, że wyniki też już przyszły. Gdy wchodzę do gabinetu, zbiega się cały personel, łącznie z głównym profesorem. Patrzą na mnie i nagle jeden przez drugiego zaczynają mi mówić, że jestem zdrowa. Myślę sobie, że co? Że ja? Jak to zdrowa? Potem rozmowa już z samym profesorem: Proszę pani, to cud! W całej wyciętej kości nie ma złośliwego nowotworu! Dzwoniłem kilka razy do laboratorium, to pewne, jest pani zdrowa. Łzy mi płynęły po policzkach, łzy szczęścia. Wyszłam z gabinetu, gdy zjeżdżaliśmy z mężem windą, płakaliśmy oboje. Cud. Uzdrowienie. Dotarło do mnie, że to już nie była moja zasługa. Radość mieszała się z niedowierzaniem. Gdy teraz opowiadamy innym, cieszą się z nami, ale na słowo uzdrowienie reagują z wielkim dystansem.

Jednak to, co miało się najpiękniejszego wydarzyć, dopiero było przede mną. Ponieważ za parę miesięcy trafiłam na kurs Alfa prowadzony właśnie przez moją znajomą i jej męża. Pojechałam tam też tak trochę z grzeczności, bo jestem ogromnie im wdzięczna za modlitwę. Kurs najpierw mnie przeraził. Uczucie, że to nie dla mnie trwało może przez 2-3 pierwsze spotkania. Potem w moim życiu zaczęło coś się zmieniać. Zaczęłam dostrzegać, jak Bóg zmienia moje serce, moją wiarę, moje patrzenie na sakramenty, na Eucharystię. To był czas, gdy z tak niezwykłą delikatnością utwierdzał mnie w swojej miłości. Trochę się bałam, trochę broniłam, ale w końcu powiedziałam: czyń, co chcesz. On wtedy uleczył moje serce, zresztą robi to każdego dnia…Dziś wiem, że można doświadczyć cudu uzdrowienia, ale można być też zdrowym i martwym człowiekiem. Życie z Bogiem ma zupełnie inny wymiar, nie do opisania. Czasem wszystko zaczyna się w momencie, w którym się tego zupełnie nie spodziewamy, gdy nagle spotykamy wyjątkowego człowieka, ale taki właśnie jest Bóg. Marta

To jest Ewangelia, którą Duch Święty pisze na bieżąco każdego dnia. I z tego wypływa największe bogactwo. Bogactwo spotkania Boga z człowiekiem. Jeśli chcesz dać się zaskoczyć Bożemu Miłosierdziu, zapraszamy Cię do tego, abyś korzystał ze spotkań, jakie proponuje twoja parafia. Zapraszamy także na adorację Najświętszego Sakramentu prowadzoną przez wspólnotę Przyjaciele Oblubieńca:

  • W pierwsze środy miesiąca – parafia pw. św. Andrzeja Boboli w Białej Piskiej Msza św. godz. 18.00,
  • W drugie soboty miesiąca – parafia pw. św. Wojciecha w Ełku Msza św. godz. 18.00,
  • W ostatnie soboty miesiąca – parafia pw. św. Wojciecha w Rydzewie Rajgrodzkim

 

Łukasz Paliwoda

Wspólnota: Przyjaciele Oblubieńca

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here